Go To Project Gutenberg

środa, 11 listopada 2009

Rozwolnienie dolara 19: G-20


IMF-G20-110709 -

Oto materiał pomocniczy do rozszyfrowania tekstu międzu wierszami.



Nie jest łatwo, prawda? Stąd media prześliznęły się nad komunikatem, który zdaje się nic nie mówić. Ministrowie finansów G-20 będą dalej prowadzić akcję stymulowania gospodarek światowych według dotychczasowego planu pod światłym przewodem Big heli Bena. Do radosnego skutku. Nic bardziej mylnego. Komunikat właśnie opublikowany potwierdza to, co wielu przypuszaczało, a teraz staje się pewnikiem. Stąd wynika także dzisiejsze zachowanie walut, ale o tym dalej.

Nie będzie hiperinflacji
Wyraźnie zaznaczono, że najwyższy czas nakreślić odpowiedzialne i wiarygodne plany wycofania się z akcji pomocowych. Polityka niskich stóp procentowych jest od tego zależna, bowiem oprocentowanie długich obligacji zaczęło się podnosić. Jeśli zjawisko się utrwali, na nic będą wszystkie akcje, spirala długów runie i przytłoczy świat deficytami nie do udźwignięcia. Jedynym wyjściem, przynajmniej tak się szefom monetarnym wydaje, jest jak najdłuższe utrzymywanie efektywnych zerowych stóp (albo i ujemnych), do czasu naprawy systemu bankowego i powrotu do jako takiego wzrostu. Do tego momentu należy zachować wiarygodną obietnicę skutecznego i szybkiego wycofania środków pomocowych z rynku w razie potrzeby, aby móc utrzymać stopy procentowe na zerowym poziomie, co jest warunkiem przetrwania systemu.

Banki centralne mają skuteczne narzędzia do zebrania płynności z rynku
Wśród narzędzi (w domyśle oczywiście chodzi o Bena) wymieniono odwrócone REPO i awaryjne zwiększanie oprocentowania depozytów. Podobno mają piorunującą skuteczność. Tu zezowaty pokazuje swój ozdobny małpi wytrzeszcz i jeden z palców. Ostatnia aukcja reverse repo okazała się totalną klapą. Benek nie jest w stanie wchłonąć płynności, którą raz wydrukował, bo na świecie realnym woda płynie z dołu do góry. Owszem są procenty ujemne i one nawet się ładnie sumują, ale tylko między bankami, już w realu, po wyjściu na tzw. ulicę, nikt nie chce pożyczać na ujemny procent, wszyscy chcą zarabiać :( A propos zarabiania. Benek od zeszłorocznych świąt płaci bankom 1% od rezerw i jest to ukryte subsydium do forsy, która i tak leży bezużyteczna, bo wszystko, co stworzył uczony magik centralny i wpisał jako nowy kapitał pożyczony bankom natychmiast spoczęło jako zapisy "rezerwy dotatkowe w banku centralnym". Do tych to rezerw Benek dopisuje co kwartał 1% odsetek. Co zmieni w realnym życiu podniesienie oprocentowania rezerw? Będzie dopisywał więcej... Do czasu, jak pieniądze zaczną krążyć...

Wzrost gospodarczy jest anemiczny i bardzo delikatny

MFW zdaje sobie doskonale sprawę, że obecne odbicie, uzyskane na koszt pomocy państw, jest nietrwałe i wynika tylko z przesunięcia popytu z przyszłości. Wyraźnie stwierdzono, że obecna odbicie nie jest organicznym wzrostem, tak jak w normalnym cyklu koniunktury i nie utrzyma się samo. W związku z tym ministrowie zobowiązali się do utrzymywania akcji pomocowej do czasu powrotu na normalną ścieżkę wzrostu gospodarczego (czyli w bliżej nieokreślonym terminie). Przerwanie podtrzymywania stymulacji będzie oznaczało niechybny powrót do recesji, więc na razie nie ma mowy o odcięciu kroplówki.

Stopniowe zatrzymanie bezpośrednich zastrzyków fiskalnych nie oznacza końca QE
Wycofanie się z subsydiów antyzawałowych nie oznacza wcale automatycznej rezygnacji z niestandartowych metod monetarnych, czyli QE. Więcej - QE może być stosowane po zakończeniu właściwych akcji pomocowych, w bliżej nieokreślonej perspektywie. Oznacza to, że co prawda skończyły się możliwości wiarygodnego wspierania keynesowskiego, bowiem deficyty na całym świecie bardzo szybko zmierzają do włosko-japońskich wzorców, ale nie skończyły się manipulacje monetarne. Banki centralne przyznały dotarcie do kresu swych możliwości w sensie ciężaru długów. Dla utrzymania przy życiu konieczne jest zerowe oprocentowanie, więc manipulacja quantitative easing będzie trwała.

Wzrost gospodarczy rozwiniętego świata pozostanie słaby
MFW przyznało utrzymanie strategicznego celu relokacji globalnej aktywności poprzez stwierdzenie strukturalnej słabości krajów rozwiniętych. W najbliższej dekadzie (jeśli nie dłużej) motorem wzrostu będą nadal kraje rozwijające się. Widać to po sile odbicia z depresji. Młode gospodarki (i ich waluty) odbiły najprężniej i najszybciej. Źle to rokuje społeczeństwom starym i bogatym, za to bardzo dobrze Polsce (dopóki nie wejdzie do euro). MFW widzi przepływ środków pomocowych z krajów rozwiniętych (z banków) inwestowany w kraje rozwijające się, gdzie zarabiają i tworzą miejsca pracy. Z całości tekstu wynika jasno, że taki zresztą był strategiczny plan i właściwie nie ma innej możliwości.

Wspomaganie świata rozwijającego jest priorytetem

Skoro nie ma innych motorów wzrostu, nadzieją na wyjście z kryzysu są inwestycje w regionach rozwijających się. Niestety, ze względu na kruchość ich finansowania (z zewnętrzynych kredytów) w chwili kryzysu wycofywane są z nich środki, co grozi stabilności całego systemu. MFW podkreśla zaangażowanie i utrzymywanie go, nawet w obliczu kryzysu, bowiem to peryferia dziś są nadzieją świata. To bardzo mocne słowa, które niewątpliwie podciągną waluty peryferyjne (patrz złotówka), tylko pytanie o podstawy instytucjonalne. Bank to nie instytucja charytatywna, kiedy zechce spakować walizki, to to robi. Tak czy inaczej to dobrze dla Polski, bo inwestycje u nas rzeczywiście będą dawać duży i pewny zwrot, a do zrobienia jest mnóstwo.

Dolar osłabia się i pozostanie słaby przez carry-trade
MFW potwierdza rewelacje zezowatego, że oprócz strukturalnej słabości dolara, jako waluty psutej darmowym drukiem, dochodzi jeszcze długofalowy trend finansowania globalnej akcji kredytowej w dolarze. Dolar jako waluta tania (niskie oprocentowanie w dającej się przewidzieć przyszłości) z globalnej waluty rezerwowej (trzymanej przez banki centralne) staje się globalną walutą finansującą (jak dotychczas jen). MFW nie mówi tego wprost, ale z kontekstu wynika, że nie ma się czemu dziwić. Skoro bilanse banków są zapełnione wirtualnym śmieciem, trzeba je czymś uzupełnić, aby powróciły z czasem do normalności. To nic innego jak relewarowanie, czyli pompowanie balona od początku. Przecież bańkierzy tylko to potrafią, więc nie można się dziwić, (bliższe przyjrzenie się temu scenariuszowi, inflacja-deflacja w odrębnym artykule, który chodzi mi po głowie od dwu tygodni) ale warto docenić konsekwencję. Pierwszy awaryjny strzał ratunkowy przyszedł do banków centralnych i rządów, zadłużających się w okamgnieniu na kolejne biliony. Banki (wielkie) przestały się zapadać. Drugi etap, rozciągnięty w czasie, trwa mniej więcej od marca i polega na uzupełnieniu brakującej dziury w bilansach banków kredytem na inwestycje w krajach wzrostu. Banki amerykańskie (i inne) udzielają pożyczek po świecie, same mając forsy jak lodu, praktycznie za darmo. Dolar systematycznie się osłabia, bo wiadomo, że jego oprocentowanie jest zerowe więc właściwie ujemne. Samonapędzająsy mechanizm. MFW potwierdziło, że kreacja carry-trade na dolarze było w ich zamiarach i nie powinni to nikogo obrażać, bo to rozsądny kompromis. Ameryka pozbywa się łagodnie długów, Chiny mogą dalej produkować i mają spokój, a Europa musi się na takie rozwiązanie zgodzić, bo innego nie ma :) Ergo: szmacony lolar, mocne euro i juan przyczepiony do wuja Sama, jak rzep do ogona. Mówił zezowaty? Mówił.

Jedno drobne uzupełnienie do trendu na dolarze. Zwrócił na nie uwagę m.in. prof.Roubini. Anielski spokój MFW, które niszczy dolara z uśmiechen hipnotyzera na twarzy, kryje w sobie zabójczą moc. Otóż - jak wcześniej zauważyłem - przerwanie opisanego mechanizmu reflacji, czyli zastępowania starych, zgniłych kredytów nowymi w oparciu o carry-trade na dolarze, doprowadzi do gigantycznego skoku wartości dolara, przy którym ubiegłoroczne deflacyjne "ssanie" będzie bajką. Otóż do ciśnienia związanego w momencie zacięcia kredytu dojdzie ciśnienie ryzyka kursowego (wymiany walut lokalnych na dolara). Efekt może być piorunujący.

Teraz szybciutko do walut. Najpierw król przedstawienia.



Akcja przebiega zgodnie z planem. Właśnie łamana jest barierka (.6660 czyli 1.5000) i daalszy zjazd w tuneliku wygląda na pewniaka. Jak zapowiadałem, należy obserwować zachowanie w strefie turbulencji .6250. Jeśli nic się złego nie wydarzy, a kto to może w końcu wiedzieć, wojny i wielkie upadłości zdarzają się przecież na tym kryzysowym świecie, zasięg ruchu .5550. Najdalej na tym poziomie powinno być jakieś znaczące odbicie. Patrząc na determinację pompowania carry-trade zwróć uwagę na potencjalny rakietowy charakter kryzysowego odbicia lolara.

Co mówi juras?



Euro wyłamało się z rosnącego kanału jesiennego, który zezowaty racjonalnie tłumaczył pogarszającą się sytuacją budżetu Wzrostowskiego. Sygnałem był raport MFW, bo jakiś specjalnych jaskółek w gospodarce nie widać. Oczywiście można powiedzieć po amerykańsku, że nie spełniły się czarne scenariusze i mamy dodatni wzost gospodarczy, co w EU jest wyjątkiem i tym podobne stare kotlety, więc w Święto Niepodległości złotówka musi się umocnić. Dla zezowatego ruch w dniu wolnym od pracy wskazuje na zagrywkę. Jakby pod spodem nie było, pretekst jest, a skoro ruch jest wbrew fundamentom, ale ładnie wygląda na wykresie, to chyba właśnie realizuje się scenariusz nieuchronnego umocnienia złotego. Zasięg takiego ruchu? 3.900 i wystarczy. Skoro nie jest podparty fundamentem (a nie jest), będzie krótkotrwały, nie dłużej niż miesiąc, zresztą dokładnie tak samo to formułowałem poprzednio i nic się nie zmieniło, więc robi się nudno :)

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut