Go To Project Gutenberg

sobota, 13 sierpnia 2011

Ojojoj, OJROPA!

Dla zezowatych obserwatorów od dawna nie jest tajemnicą, że Europa się pali. Jeśli myślisz, że pożar nie dotrze do zielonej wyspy, drugiej Irlandii i tym podobne, pomyśl jeszcze raz. Najpierw przypomnij sobie bezczelnych kłamców, sprzedających Ci te brednie, całkiem niedawno. Jeśli nie możesz sobie przypomnieć, albo nie widzisz związku, uważasz, że tym razem będzie inaczej, jest mi bardzo przykro. Złodziej pozostanie złodziejem, kłamca kłamcą, a idiota idiotą. Dlaczego? Bo taka jest jego natura, jak powiedział ze złośliwym uśmieszkiem skorpion, raniąc śmiertelnie żabę.

Pani Andżela, zwana tu panią Makrel, zarzeka się, iż kryzys nie dotknie jądra Unii. Tymczasem bank centralny ECB gorączkowo skupuje obligacje Grecji, Hiszpanii, Portugalii, Irlandii, a ostatnio w kolejce ustawił się …. Bunga-Bunga Berlusconi. Nie ma innych potencjalnych nabywców. Czy Andżela udźwignie ten ciężar (Niemcy są największym sponsorem funduszu stabilizacyjnego)? Oczywiście że nie. Z dwu powodów: po pierwsze politycznego, bo opuszczają ją nawet najzagorzalsi przyjaciele, oraz drugiego – ekonomicznego, bowiem nie jest baronem Munchhausenem (a wiadomo, że nawet on nie wyciągnął się za włosy z bagna). Oczywiście, że Niemcy nie uratują Europy. Ojojoj co mówisz! Ojojoj świętokradztwo. Ojojoj ojro kaputt! Ano właśnie, kwestia czasu. Spojrzyj na obrazek poniżej, dług narysowany w skali. Grecja na peryferiach to zaledwie aperitif. Teraz zbliża się powoli Hauptgericht, czyli main course, zaczynamy ucztę od spagetti a la bunga-bunga.



Tak było wczoraj.



Tak jest dzisiaj.

© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Banana przemawia, giełda wiwatuje

W uzupełnieniu tekstu zezowatego pokojowy noblista zabrał głos. Powiedział, że świat nadal wierzy, iż USA ma wiarygodność kredytową AAA. Giełda przyjęła to owacjami na stojąco.



Ciekawe, czy to w uznaniu, że przemówił wielki noblista, czy ze strachu, co będzie dalej.
© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 7 sierpnia 2011

AAA o co chodzi?

Wielkie rzeczy. S&P w końcu zwróciła się przeciwko swemu panu. W patetycznej chwili, kiedy u nas Endrju rzuca się na sznur, S&P zamiast obniżyć rating Grecji do ZZZ-, obcięła rating wujowi Samowi. Stało się coś, co wydawało się niemożliwe. No cóż, codziennie dzieją się rzeczy, które wydawały się niemożliwe wczoraj, a rzeczy niemożliwe sensu stricte wydarzają się raz na kwartał :)

Czy rzeczywiście z tym ratingiem to wielkie halo? Jak dla kogo. Dla fachowców to zwyczajny teatr, podobnie jak ostatnia bójka wokół tzw. pułapu długu w Stanach. Teatr wokół ratingu kredytowego jest jego bezpośrednim przedłużeniem. Jest jednak jeszcze ważniejszy wyzwalacz, tymczasem ukryty. Owóż pani Angela odmówiła dalszej współpracy i powiedziała Berlusco bunga-bunga chłodne nein! EFSF nie podoła wsparciu kruszącego się Rzymu, boby rachunek musiał wypaść gdzieś koło 5 bln ojro. Takiej góry kredytu niemiecki podatnik, a właściwie wyborca, nie udźwignie. Innymi słowy Angela nie chce byc wyniesiona z Bundestagu na widłach, co skądinąd nie jest zaskoczeniem, boć zezowaty tak prawił rok temu. Ojro, ojro, a kończy się w New Yorku rzezaniem ratingu. Takie czasy, globalizacja. Patrząc zezem (a zezowaty tam ma) wydaje się, że S&P chce podkreslić, że mimo iż ojro jest padliną, to przecież lollar jest jeszcze bardziej parszywy. To zdaje się jest ta wojna walutowa, albo race to the bottom, czyli walka o to, kto szybciej zeszmaci swój pieniądz. Ma to ten pożytek, że ojro w tym tygodniu jeszcze nie zniknie, bo nie ma ich na co wymienić, oczywiście poza frankiem, ale to - zonk! - SNB właśnie rozpoczął quantitative easing, czyli mówiąc po ludzku - drukowanie franka. Takie czasy, mówiłem przecież że to wyścig w szmaceniu waluty. To akurat jest wiadomość z gatunku niemożliwych stricte (a jednak jest prawdą, patrz wyżej). Mamy zatem nowe czasy surrealizmu, kiedy wszyscy poszaleli i możemy wybierać między bardziej i mniej oszalałymi, między dżumą i cholerą oraz między walutami mniej i bardziej parszywymi.

Poniedziałek zapowiada się krwiście. Co na to Benek? Nasz korespondent z Onion donosi.


Czujesz siłę? To siła twojego pieniądza :-)

© zezorro'10 dodajdo.com

czwartek, 4 sierpnia 2011

Pan Gold?

Nie umknął oczywiście uwagi letni lodowy prysznic, czyli lodospad na wykresach. To dogodny czas, aby skonfrontować się z prawdziwą siłą pieniądza. Jak wiadomo, Ben drukarz złota nie uważa za pieniądz. Szast-prast, wszystko leci na pysk, frank po 3,70. Nie będę zrzędził - a nie mówiłem (mówiłem o chłodnym lecie) - bo wszystko się wali, ojro, makaroni, zorba, kilkenny. Jest jednak coś, co szybko i konsekwentnie odbije. Tak, to złoto.

Jasne, że jak się wali, to się wali wszystko. Przecie biliony kredytu idącego na łono Abrahama jest denominowane w ginącej walucie. W ekstazie śmierci staje się bardzo droga wobec innych aktywów, jakby rzekł Benek, ale wiadomo, że to kłamca, Dr. Doom wygarnia mu to w CNBC bez żenady. Tak się ostatnio składa, że aktywo, nie aktywo, azjaci konsekwetnie odkurzają ogromne ilości kruszców i gromadzą, po jakie licho? Buffet mówi że to nieracjonalne, złota przecież się nie je. Azjaci jednak nie słuchają i w najlepsze za swoje zielone lollary ściągają błyskotki.

Ostatnio powaga sytuacji została jendoznacznie potwierdzona, bowiem Azja nie zadowala się konsupmcją londyńsko-chicagowskiej ferajny (LBMA oraz CBOE) i na poważnie zaczyna handlować sama. Właśnie otworzyły się dwie wielkie giełdy: HKMex Hong-Kong, gdzie handlują futuresami oraz Pan Asia w kontynentalnych Chinach z własnym przepastnym skarbcem i giełdą. Są kontrakty spot i futuresy denominowane w juanach. Transakcje są dokonywane na bazie lokalnego skarbca, podobnie jak w Londynie, czy na Comeksie, z jedną różnicą. Nie ma leasingu. Przy każdej transakcji przechodzi tytuł własności. Widać że Chińczycy doskonale znają wszystkie arkana sztuki i na poważnie uruchomili konkurencję grożącą zawaleniem monopolu Londynu.

Dla wątpiących w efekty oraz strategiczną mądrość tego ruchu podsunę kilka wskazówek. Po pierwsze skarbiec Pan Gold jest w chińskim interiorze, daleko od granic państwa. Po drugie, aby na nim handlować, trzeba tam towar składować fizycznie. Po trzecie - i najważniejsze - handel jest w juanach, a nie za dolary. O możliwych konsekwencjach tego ruchu niech zaświadczy fakt promocji inwestycji w złoto i srebro w państwowej tv. Miliardowe społeczeństwo jest tradycyjnie przywiązane do metali i długo nie będzie trzeba mu powtarzać. Denominacja w lokalnej walucie znosi wszelkie bariery techniczne i kursowe. Rzeka złota coraz szerszym strumieniem płynie do Chin. Czy będą zmiany? Oczywiście, Chiny to przecież druga gospodarka świata.



Przyjrzyj się osobom które to polecają. Warto poczytać o każdym z nich, szczególnie Andy Maguire, mają sporo do powiedzenia i wiele napisali ciekawego.
© zezorro'10 dodajdo.com

muut