Go To Project Gutenberg

piątek, 29 czerwca 2012

Darmo-bzdurkiewicz czyli hochsztaplerka w sosie patriotycznym

-
Wezwanie do zapłaty do publicystki Joanny Mieszko-Wiórkiewicz za wykonane, opublikowane przez nią prace, objęte prawem autorskim:

- ekspertyza nt. tzw. "badań skrzynek NTSB"
- ekspertyza nt. pokrzywdzonych kpk
- seria audycji nt. Smoleńska Mielenie zezorrem
- inne wymienione w wezwaniu


Poniżej można odczytać tekst wezwania do zapłaty do pani redaktor Joanny Mieszko-Wiórkiewicz. Nie dostąpiłem zaszczytu odpowiedzi, jakiejkolwiek, nie żebym się niepokoił, ale nawykłem żądać odpowiedzi, która mi się należy - i to zdecydowanie. Jakkolwiek szczytne by nie były cele, co za dużo, to zawszeć niezdrowo. Po wykonaniu znacznej liczby prac dla szanownej literatki zacząłem nalegać na bliższe sformułowanie mglistych planów dalszej współpracy, bowiem – ze względu na jej fachowy, a ponadto bardzo czasochłonny wymiar – wypadałoby w końcu jakiś ramowy plan przedsięwzięcia stworzyć. Pani redaktor jak długo się dało zwlekała, udając że cały czas przygotowuje „koncepcję”, a w końcu – że nie rozumie o co chodzi, a na dodatek że przecież to naturalne, iż ludzie na gwizdek czekają w kolejce, aby ją obsłużyć, a nawet parokrotnie w ciągu dnia wysyłając ponaglenia, że „jeśli w ciągu 24 godzin nie potwierdzę terminu nagrania, to nasz projekt ulegnie zawieszeniu”.

Być może nawet wszystko rozeszłoby się bez większej burzy, gdyby nie nieznośna maniera „jaśniepani dziedziczki”, która poszturchuje parobka do żwawszej roboty. Na nieszczęście to parobek wykonywał całą pracę twórczą, a jaśniepani była od pouczeń moralnych. Do tego drugie nieszczęście – parobas trafił się okrutnie złośliwy, zupełnie na pohukiwania nieczuły, a jakby nawet się na nie naprawdę rozeźlił...

Owóż prawdziwe kłopoty zaczęły się wówczas, gdy odmówiłem przeniesienia naszej znajomości na płaszczyznę towarzyską, na czym najwyraźniej pani redaktor bardzo zależało. Jednakowoż ja nie widzę przymusu spotkań ze współpracownikami, zanim nie pojawi się jasny program rozmów, taki zwyczaj. Obecnie pani redaktor na przykład roznosi wśród znajomych swoje domorosłe diagnozy psychologiczne, w których opisuje mnie jako „typowego psychopatę”. Dość niefortunna przypadłość, jak dla dziennikarza, prawda? O ile trudno nazwać to pochlebnym, wiele to mówi o działalności zawodowej pani redaktor, która była łaskawa opublikować pod swoim nazwiskiem prace, dostarczone jej przeze mnie. Nie były to bździny gaździny spod Poronina, ale eksperckie opracowania na tematy, mówiąc oględnie, dość skomplikowane technicznie, prawnie i politycznie w końcu. Nie były to ploteczki w wolnych chwilach, ale prace wymagające literalnie setek godzin studiów i zasięgania wiedzy eksperckiej u źródła. U zawodowców dobrze opłacanych, a nie ciotek z kółka różańcowego. Cóż z tym robi zawodowa dziennikarka?

Zawodowa dziennikarka publikuje prace psychopatów (za friko, a jakże), a następnie dyskredytuje ich wokoło. Pyszna rekomendacja zawodowa! Już widzę kolejki informatorów i ochotników napalonych na zaszczytny tytuł psychopaty za wykonane prace. Paluszki lizać!

Mamy zatem domowego psychologa, plotkarę i darmowego defamatora w komplecie z plagiacistką. Zaiste piękny to komplet, oryginalny. Jak bilet do Rygi w sztormową noc. Plotkara plagiaciara tupeciara. Nie za dużo tego jak na raz? Okazuje się, że nie. Posolono, popieprzono, a tu jeszcze coś w brei pływa. Co to za swąd? Wszystko podlane sosem patriotycznym. Wzdęcia, zadęcia, uniesienia, podniesienia i ochwacenia. Szał sezonu w Bździnie Dolnej, w kole gaździn z Pierdziszewka. Jak godzi się w ogóle myśleć, aby zarobić parę groszy za fachową robotę, przecież my tu ojczyznę ratujemy!

Czym zatem zajmuje się naprawdę pani plagiacistka? Analizami portretów psychologicznych blogerów, interesujących się Smoleńskiem i – jak widać po ostatnich wydarzeniach – aktywnym i wszechstronnym ich oplotkowywaniu. Nie zamierzam schodzić na ten poziom, zaznaczam tylko jego udokumentowane i bezsporne istnienie. O ile w tym świetle sama diagnoza jako psychopaty, nie jest dla mnie w najmniejszym stopniu negatywna, bowiem występuję w zaszczytnym towarzystwie Antoniego Macierewicza, który tego tytułu dostąpił był przede mną {mamy szamana wariata?}, samo zajmowanie się zdrowiem innych osób na odległość już jest. Nie widziałem nigdy na oczy pani Wiórkiewicz, a jednak dostałem od niej diagnozę, iżbym chorował na trzustkę. Serio, przez internet dostałem. Innowacyjna gospodarka to się nazywa. Co na to Komisja Etyki Lekarskiej oraz Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, lepiej nie pytać, bo otwierają się prawdziwe odmęty paranoi. Niestety nie są to moje urojenia, bo wszystko to stoi na piśmie, soczystym polskim językiem, polską czcionką, z właściwą interpunkcją. CTKJ w końcu?

Ano właśnie. Zaprawdę ciekawa jest prawdziwa rola pani redaktor z patriotycznym zadęciem badającej na odległość psychologicznie blogosferę, ale to temat na odrębną rozprawę, a może i doktorat. Tymczasem proszę zapłacić za wykonaną robotę. Trochę tego było proszę jaśniepani psycholog. Darmo Bzdurkiewicz? Bynajmniej. Nie ma darmowych obiadów. Dlatego do czasu uregulowania, bądź zbycia należności tytuł i zawartość niniejszego pozostaną na swoim miejscu. To nie jest akcja, ani nawet reakcja, to jest relacja faktów, drogi Watsonie, a za darmo w istocie na tym świecie nie ma nic i czas wyciągnąć z tego wnioski. Taki świat po prostu, nic osobistego w tym nie ma. Ojczyznę ratować oczywiście trzeba, tyle że - po pierwsze - pytanie z kim, oraz - po drugie - trzeba jednocześnie nie zdechnąć z głodu oraz rozpaczy z powodu chorej trzustki.

Informuję niniejszym, że do chwili uregulowania wynagrodzenia za wykonane prace, ich publikacja w toku czynności zawodowych (ten przypadek) wypełnia wszystkie kwalifikowane cechy plagiatu. Nie po to jest światło, by pod korcem stało, to jasne, ale oliwa mościdziejko drożeje, a już na pewno nie rozdają darmo.

Faktura, wezwanie do zapłaty
PS 6.05.2013 Pan arch. Marek Dąbrowski, "ekspert" Zespołu Macierewicza, oraz autor dezinformacyjnego, propagandowego tekstu [moja osobista opinia, poparta ekspercką wiedzą] pt. Nożyce dezinformacji, był łaskaw w kwietniu br. na niszowym portalu, a więc zapewne tylko w celach sygnalnych, opublikować bardzo dobrze udokumentowany artykuł, będący kontynuacją wspomnianego tekstu. Przypomniał moje żądanie zapłaty do Mieszko-Wiórkiewicz oraz udokumentowany przeze mnie fakt popełnienia przez nią plagiatu, bezsporny co najmniej w przypadku jednego utworu. Niestety autor pominął w cytatach [sądzę że intencjonalnie - moja osobista opinia, poparta ekspercką wiedzą] najważniejsze źródła w tej sprawie. Skoro więc się już ją zajął publicznie i na piśmie, postanowiłem wysłać mu w trybie ustawy Prawo Prasowe [właściwej dla sprawy] prośbę o sprostowanie z uzupełnieniem źródeł, wyjaśniających sprawę. Niestety w miejscu publikacji ani też na stronie Zespołu Macierewicza żadnego kontaktu do pana Dąbrowskiego nie ma. Wygląda na to, że pan "ekspert" pracuje za państwowe pieniądze w całkowitej konspiracji! Gorzej nawet - strona internetowa Zespołu, będąca przecież na serwerze Sejmu, jest zwyczajnie niedostępna, nie istnieje!. W związku z powyższym przy pomocy przyjaciół wysłałem prośbę o podanie kontaktu mailowego - na razie bez odpowiedzi. Dowód nadania poniżej.



Gmail_-_No__yce_dezinformacji_+_kontynuacja_-_Opera

Na wyrównanie nastroju Küße süßer als Wein... Bier, Bratwurst, Prost! Na pohybel Schweinom koziołku matołku, sturba wasza sza¢ zaprzała.

 
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut