Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 19 maja 2014

Kurwica smoleńska. Cztery lata na ruskim śmietniku

-
Kolejna część wywiadu dla Www.zygmuntbialas.salon24.pl, uznanego blogera opisującego i oceniającego wydarzenia polityczne, zachodzące w Polsce i na świecie.

Zygmunt Białas: Proponujesz tytuł naszego wywiadu: "Kurwica smoleńska. Cztery lata na ruskim śmietniku". Skąd ten tytuł?

Zezorro:
To raczej dosadna, krótka odpowiedź w moim stylu, na bombastyczne odkrycie znanego blogera na smoleńskim wysypisku ruskich fałszywek rzekomej „kotwicy” na miarę odkrycia Kopernika. Słońce za chwilę stanie w miejscu ze zdziwienia, a Macierewicz ze swoimi bajkami o wybuchach, popartych wycinankami ze zdjęć niewiadomego pochodzenia [zazwyczaj rosyjskiego], straci oddech i w ten prosty sposób zaprzestanie organizacji kolejnych konferencji, na których tak pracowicie dotychczas prezentował „wybuchowe” teorie przebiegu rzekomej katastrofy.

Co znamienne – a dla mnie już nieznośnie irytujące – obydwie grupy „odkrywców” pracują na patentowanych fałszywkach, bowiem ich kolejne „odkrycia” bazują na „dowodach” zaprezentowanych światu przez komisję gen. Anodiny, a zatem z najlepszych tradycji KGB. Brak jakichkolwiek materialnych dowodów postulowanego przebiegu wypadków, poza tymi fałszywkami - a że są to fałszywki sam, razem z rzeszą innych blogerów wielekroć wykazałem, m.in. na tych łamach, więc nawet wracać do tego tematu już nie warto. Nikt nie był w stanie, mimo upływu kilku już lat, tego publicznego stwierdzenia o fałszywości wszystkich rzekomych dowodów katastrofy, zaprezentowanych przez Anodinę i Millera, dotychczas podważyć, zatem jest to wedle metodologii naukowej i prawnej fakt PEWNY, dowiedziony przez zaprzeczenie.

Jaki jest zatem sens i cel dalszego grzebania w ruskim śmietniku, skoro dawno przestrzegałem, że jest to zajęcie w sposób oczywisty bezpłodne i skazane na pewną porażkę? Przecie z oczywiście fałszywych dowodów nie da się sklecić prawdziwego objaśnienia, a zwłaszcza go udowodnić. Otóż właśnie – nie da się niczego udowodnić. To jest klucz do tajemnicy kurwicy.

Otóż – zarówno w przypadku Macierewicza, jak i jego pozornego przeciwieństwa - „badacze” przekopujący przez cztery lata ruskie fałszywki nie wychodzą poza bezpieczną przestrzeń, zakreśloną przez najwyższe czynniki sprawcze w tym przedstawieniu, a podane oficjalnie do wierzenia ludowi właśnie przez reżysera przedstawienia, gen. KGB Anodinę. Któż może zarzucić „badaczom” fałszywek samowolę, ukryte zamiary, działania sprzeczne z interesem bezpieczeństwa państwa itp. brednie rutynowo wytaczane w PRL-bis wobec krytyków czegokolwiek istotnego, aby otoczyć ich opieką smutnych „panów od śrubek”, skoro zajmują się wyłącznie analizą bezwartościowego śmiecia, dostarczonego przez rosyjską centralę bezpieczniaków? Nikt im nic nie może zarzucić, tym bardziej, że rosyjskie śmieci urzędowo zatwierdził do wierzenia indianom na nadwiślańskim terytorium etnograficznym sam oddelegowany do zbadania sprawy minister, szef najoficjalniejszej komisji. Wszystkie pieczątki i ordery są w najlepszym porządku, zatem nie ma się do czego przyczepić. Badacze są kryci i bezpieczniacy po wielu stronach granic, sądy i potomność mogą im klasnąć.

Praca zatem idzie spokojnie i wytrwale, na obu frontach odcinka rosyjskiego, już cztery lata, i wszystko wskazuje na to, że będzie trwała radośnie dalej, bo co i rusz geniusz badawczy eksploratorów rosyjskiego śmiecia odkrywa na nim coraz to nowe „przełomowe” artefakty, już to na miarę Kopernika, już to na miarę Copperfielda, w zależności od pory roku i stanu zdrowia, a każde kolejne jest coraz to lepsze i coraz bardziej przełomowsze, coś jakby w Nobel w nauce zaczyna się pojawiać na horyzoncie. Zupełnie jak w klasycznej lepszej, jeszcze nowszej wersji końcóweczki zapisu rejestratorów. Nowa, ulepszona, oryginalna siedemnasta kopia. Siedemnaście mgnień wiosny, wersja cyfrowa. Majdan Smoleńsk 2014. Co prawda, nie ma jeszcze takiej kategorii, jak Nobel z badania zdarzeń niebyłych i przedstawień medialnych bez materialnych dowodów, ale być może doczekamy się nagrody Nobla z teorii pól Copperfielda w przestrzeni medialnej na przykład, fundowanej przez komitet Oskara, albo choćby pudelek.pl [Oskar to nie Oscar watsonie] Najlepsi miejscowi fachowcy od teorii komunikacji medialnej nad tym pracują od lat, zatem będzie co najmniej materiał na habilitację. Nie ma to jak mądre głowy.

Wspomnienie o „panach od śrubek” jest jak najbardziej na miejscu, bowiem jak tylko na blogu badacza rosyjskich fałszywek przedstawiłem odkrycie zburzonego hangaru 21 [a co – moje ci było], obok terminala rządowego na Okęciu, natychmiast zaczęły się dziać dziwne rzeczy telefoniczno-korespondencyjne, skutkujące w końcu usunięciem bez jakiegokolwiek uzasadnienia mojego konta na s24 i skoordynowaną akcją opluskwiania, prowadzoną przez swoisty tandem oszczercy i plagiaciarki, których powinowactwo do panów od śrubek jednoznacznie wynika z ujawnionych w następstwie publicznie działań.

Zgodnie z oczekiwaniem, badacz rosyjskich fałszywek w ogóle sprawą się nie zainteresował, tak dalece, iż tandem nadal, zgodnie ze swoją dobrze przećwiczoną, już czteroletnią tradycją [lata lecą, złości szpecą panie], pilnuje poprawności dyskusji pod kolejnymi odkryciami badacza. Czy to jest dziwne? W najmniejszym stopniu nie. W dodatku jest całkowicie spójne z diagnozą pamiętnej wariackiej wolty, w ramach której badacz zaatakował „ruskiego szpiona” Maciora z GRU, gdzie znowu tandem spełniał kluczową rolę w sterowaniu nastrojem tłumu podczas tego medialnego kryzysu.

Wynika z powyższego jednoznaczny wniosek: nie wolno wychodzić z ruskiej zony, nie wolno wykraczać poza dopuszczone oficjalnie artefakty, a już w żadnym wypadku nie wolno skierowywać badawczych kroków na Okęcie i pytać o dowody na wylot delegacji, a pokazywanie dowodów na inny od oficjalnego przebieg zdarzeń, w którym nawet ten wylot jest wątpliwy, grozi natychmiastową cenzurą, anatemą i klątwą banicji po wsze czasy, bo to wielka herezja jest. Że to nie jest sprawa błaha, mogłem się sam w następstwie przekonać [doświadczalnie, bo mentalnie już byłem przekonany] po dalszych zjawiskach przyrody, wśród których najwymowniejszy jest długotrwały, profesjonalny atak hakerski na moją pocztę. Nie wolno wychodzić z ruskiego śmietnika bez specjalnej przepustki, a nieposłuszeństwo będzie karane. Heretykom mówimy nie i dajemy odpór, wszystkimi środkami z repertuaru.

Taka to dydaktyczna myśl przyświeca organizatorom przedstawienia, a „badacze”, pomni o zdrowiu i pracy, skrupulatnie się do niej stosują i już cztery piękne latka na tym wysypisku pracują. Czy z niego wyjdą i przejdą – zgodnie ze wskazówkami wykluczonych i cenzurowanych – na Okęcie, jest raczej z perspektywy czasu i powyższego objaśnienia kwestią retoryczną. Odpowiedź bowiem jest jednoznacznie i gromko negatywna. Inne jest zamówienie i konieczność historyczna, stąd też i tytuł wybrałem frywolny i bezkompromisowy. Należy mi się, bo na to zapracowałem.


Zygmunt Białas: Czy w takiej sytuacji wierzysz, że prawda o wydarzeniach 09 - 10 kwietnia 2010r. będzie kiedykolwiek znana?

Zezorro:

A skąd się bierze u ciebie tak negatywne nastawienie, kiedy piękna wiosna wokół, a powódź zalała Serbię i Czarnogórę, a nie Podkarpacie? Przecie prawda już jest znana, podobnie jak w sprawie zamachu na Gibraltarze. Z oficjalnych dokumentów rządowych, międzyrządowych, z zachowania czynników oficjalnych, z analizy „dowodów” oraz prac badaczy – jak wyżej - już wiadomo z całą pewnością, co się wydarzyło podczas zamachu 2010. Chciałeś zapytać, czy poznamy prawdziwe dokumenty tego przedstawienia i kiedy to nastąpi. Na to mam odpowiedź prostą: wedle mojego rozeznania, podobnie jak w przypadku Gibraltaru, nie poznamy ich nigdy, bo będą konsekwentnie utajniane na kolejne 50 lat, chyba że odzyskamy pełną suwerenność, a na to się – jak widzisz – nie zanosi.

Niemniej, jak rzekłem, prawda jest już znana i wcale do niej nie jest trudno dotrzeć.

1. Oficjalna wersja katastrofy od samego początku jest farsą, a jej dalsze uwiecznianie w Polsce poprzez zmasowaną propagandę, ukazało polskie sprawstwo. Inaczej spójna propaganda by nie zadziałała od pierwszej sekundy, a tak się właśnie stało, bo była uprzednio przygotowana. To elementarne watsonie.
2. Zarówno oficjalne „śledztwo”, jak i „badania” koncesjonowanych komisji, a także innych zawodowo się zajmujących tematem grup formalnych i nieformalnych, pozornie spierających się w mało znaczących szczegółach, konsekwentnie nie zmierzają do ustalenia materialnej prawdy, ale do jej zaciemnienia i ukrycia. Tyle wykazało badanie kilku-kilkunastu obiektów szczegółowych, wykluczając przypadek. To statystyczny pewnik, też elementarne.
3. Wniosek praktyczny, po zmianach na szczytach władz i przetasowaniach gospodarczych w następstwie zamachu, jest oczywisty: wykonano klasyczny zamach stanu, w wersji medialnej. Aktorzy to bezpieczniacy różnej maści, których sponsorów nietrudno znaleźć za granicą. Że takie rzeczy się zdarzają, można oglądać właśnie na Ukrainie, gdzie – ku zaskoczeniu gawiedzi – nasze orły też są czynne [ale to pytanie następne]. Też elementarne, prawda watsonie? Od kiedy wiceminister SZ USA Victoria Nuland wypowiedziała z zezowatą swadą „Fuck the EU” na putinowskich nagraniach, życie stało się prostsze. Takie rzeczy, jak zamach stanu w tej części Europy, robi się ostatnio rutynowo. Nic nowego.
3.
4. Jak pokazałem przy ujawnieniu faktu zburzenia hangaru oraz analizie prawnej [na tych łamach] obiegu korespondencji przy uzyskaniu zezwolenia na wylot samolotu o statusie HEAD, delegacja z prezydentem nie wyleciała do Katynia z Okęcia, bowiem nie miała zezwolenia na wlot do Rosji, co jest faktem potwierdzonym zgodnie przez rządy polski i rosyjski.
5. Z powyższego wiadomo, że – skoro delegacja nie wyleciała z Okęcia – wszystko przebiegło zupełnie inaczej i w dodatku wcale nie w Smoleńsku, ale na miejscu, głównie w Warszawie, co dodatkowo tłumaczy przywiązanie „badaczy” do rosyjskiego wysypiska fałszywek i paniczne reakcje na usiłowania oderwania ich od wyznaczonego, bezpiecznego pola pracy.
6. Aby przykryć niezręczną sytuację z punktu powyższego, polska propaganda, w której uczestniczy zarówno rząd, jak i „opozycja”, naprodukowały mnóstwo fotograficznego badziewia, mającego „udowodnić” fakt odlotu delegacji z Okęcia. Aby zatem trafić oba wróble, udowodniłem na przykładzie fałszywych zdjęć z odlotu, które firmowała Zuzanna Kurtyka, że oba powyższe twierdzenia są prawdziwe – czyli że wersję oficjalną w ten lub inny sposób wspierają oba rzekomo zwalczające się obozy oraz że posługują się w tym celu wyłącznie fałszywkami [w dodatku beznadziejnie słabej jakości], czego nie zdołała ona obalić, pomimo upływu dwóch lat oraz sztabu ludzi, pracujących dla niej/razem z nią.
7. Na koniec obiektywny dowód ostateczny z długotrwałej obserwacji, czyli przesądzający o faktycznych, obserwowalnych działaniach i intencjach, w odróżnieniu od deklaratywnego pustosłowia uczestników, z wyraźnym naciskiem na wszechobecną postać Macierewicza. Otóż wszyscy właściwie uczestnicy przedstawienia oraz jego późniejszej medialnej osłony, trwającej nieprzerwanie do dziś, czyli przez cztery lata, zgodnie, konsekwentnie i bez wahania odrzucili wszelkie działania, mogące doprowadzić do uzyskania materialnych dowodów prawdziwego przebiegu zamachu, a w szczególności starannie omijali szerokim łukiem takie newralgiczne miejsca i instytucje, jak lotnisko Okęcie, wojskowa kontrola ruchu lotniczego i obszaru, stowarzyszenie nadzoru ruchu lotniczego PANSA i inne, w tym alarmowe i wypadkowe, stowarzyszenie przewoźników IATA, organizacje ratownicze, wywiady elektroniczne państw sojuszników NATO, operatorzy satelitarnych usług obrazowania Ziemi, komercyjni i wojskowi itd. Dotyczy to w szczególności osób i instytucji urzędowo powołanych do ratownictwa i utrzymania bezpieczeństwa oraz organów śledczych, w tym także marionetkowej komisji Macierewicza. Żadna z wymienionych osób i instytucji przez lata nie tylko nie przedstawiła żadnych materialnych dowodów prawdziwego przebiegu zdarzeń, które niewątpliwie są w posiadaniu instytucji krajowych i zagranicznych, ale także nie wykonała nawet żadnych skutecznych kroków w celu ich pozyskania. Taka jednomyślność, nie licująca nie tylko z powagą sytuacji, ale również z charakterem narodowym oznacza w praktyce, że wszyscy bez wyjątku uczestnicy zdarzenia i późniejszego „śledztwa” oraz „badań” mają takie kroki surowo i jednoznacznie zakazane przez osoby i kręgi faktycznie sprawujące władzę w Polsce. Wniosek ten jest w swoim dowodzie równie prosty, co porażający, jednak nieodparcie logiczny. Innego wyjaśnienia jednomyślnego poniechania wszelkich prawdziwych działań śledczych, poza medialnym rozbabrywaniem fałszywek na ruskim wysypisku śmieci, nie ma.

Czy to jest mało? Jak dla mnie to jest wszystko, co mi jest potrzebne. Zamach był polityczną ustawką od samego początku, a biorą w niej zgodnie udział wszyscy obecnie pilnujący koryta, czyli pasterze nadwiślańskich indian, którym się wydaje, że bezpieczniacy ich ochronią, bo mają wszystkie zabawki. Tymczasem prawda jest taka, że skorumpowani bezpieczniacy dbają wyłącznie o swój interes i nie mają przy tym żadnych skrupułów, a i kariery budowane na fałszywej martyrologii są czystą farsą, jak ich autorzy, bohaterowie z bożej łaski.

Zygmunt Białas: Jakie jest Twoje zdanie o wydarzeniach na Ukrainie? Jak oceniasz postawę polskich polityków i przekaz mainstreamowych mediów o tychże wydarzeniach?

Zezorro:

A jak można traktować inaczej niż farsę, marsowe miny zdradka albo rudego matoła, zwanego przeze mnie olsenem, kiedy z tygodnia na tydzień narracja im się – w takt nadchodzących wytycznych – zmienia z prorosyjskiej na jadowicie antyrosyjską, a następnie na rozjemczo-pojednawczo-nie-wiadomo jaką? Przecie dziecko przedszkolne [z poprzedniego cyklu, bez pedroniowej indoktrynacji] wie, że najpierw był rozkaz z Moskwy kochać męża stanu Putina, który zaraz się zmienił na rozkaz z Jerozolimy przez Waszyngton, że to straszny czekista, żeby zaraz kanclerzyna Makrela go nie anulowała obroną, że jednak robienie rewolucji pod jego płotem, a zwłaszcza przy jego jedynej bazie marynarki na południu, kluczowej obecnie za sprawą wojny w Syrii, w której Putin skutecznie zablokował tymczasem zwycięstwo demokracji, jest trochę zbyt wojownicze i zajęcie Krymu jednak trzeba będzie Kremlowi podarować?

Jak można traktować poważnie wystąpienia marionetek, które najwyraźniej nie mają ani własnego zdania, ani strategii, ani nawet jasnych wytycznych, co i jak mają nadwiślańskim indianom nawijać, bo rozkazy przychodzą jedne przez drugie, wzajemnie się wykluczając? Pozostaje przyjąć postawę szwejkowską, która mówi, że nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było i że gdzie jest dym, tam zawsze, nieodmiennie ktoś pali. Amerykanie podpalili Kijów na złość nieposłusznemu czekiście, wykorzystując zainwestowane środki w rozwój demokracji, przez sieć swoich organizacji pod szyldem National Endowment for Democracy oraz autentyczny ruch niezadowolenia społecznego. Majdan jest jak najbardziej autentyczny. Sprawdzić to można choćby oglądając ich wczorajszą relację z wizyty w nowym mieszkaniu prezydenta Turczynowa za... dwadzieścia milionów hrywien.

Polska wobec wojny domowej za wschodnią granicą, jako kraj niesuwerenny, nie ma niestety żadnej narodowej koncepcji współpracy z najbliższym otoczeniem, bowiem nasi „sojusznicy”, a naprawdę ekonomiczni okupanci [co już lepiej, bo poprzednio okupanci bezpośredni], mają na tym terenie sprzeczne interesy, zatem ich klientela w polskich władzach żre się na potęgę i miota od ściany do ściany, wykonując sprzeczne zalecenia sponsorów i mając zawsze na uwadze zrobienie na plecach indian szmalu, co widać na przykładzie Ukrainy, jak w soczewce.

Patrząc na przebieg wypadków bez emocji, nie można nie dostrzec aktywnego zaangażowania lobby jerozolimsko-nowojorskiego w promocję i utrzymanie rządu szczurzolicego pana Jaceniuka, a prywatnie bankiera Julii Tymoszenko. Ukraińska oligarchia jest od polskiej o wiele bardziej skorumpowana i krewka, co widać choćby w parlamentarnych debatach, gdzie normą stało się używanie pięści, ale i ona nie jest ani monolitem, ani całkowicie prounijna, czy prorosyjska. Najlepszym tego przykładem jest choćby osoba ukraińskiego króla stali, Rinata Achmetowa, znanego tubylcom przez zażyłość z preziem Kwaśniewskim, a który trzęsie gospodarką Donbasu. Otóż właśnie odmówił on jednoznacznym żądaniom nowo powołanej Donieckiej Republiki Ludowej płacenia podatków i wysłał tysiące swoich robotników na patrole z milicją i wojskiem kijowskim, do pilnowania porządku. Bo wojna jest dobra tylko dla złodziei, a dobrobyt bierze się z pracy, a nie z niszczenia, wojowania, podpalania i mordowania. Takie mam zdanie o zamieszkach na Ukrainie i dziwnie jest bliskie komunistycznemu macherowi z Doniecka, w co nigdy bym wcześniej nie uwierzył.

Najśmieszniejszą, skrótową relację z wojny domowej na Ukrainie umieściłem na swojej stronie z dwu filmów z przeciwstawnych stron. Na jednym z nich kijowska Gwardia Narodowa bohatersko gromi „rosyjskich faszystów” w Doniecku, a z drugiej strony tego samego zajścia bohaterska armia powstańcza samoobrony Doniecka broni miasta przed najazdem „kijowskich faszystów”. Czegoś podobnego nie sposób wymyślić, kiedy jedni faszyści strzelają do innych faszystów, a obie strony mówią blisko spokrewnionymi odmianami ruszczyzny, do tego wczoraj byli jeszcze dobrymi sąsiadami, ba – mieszkali w jednym domu. Wojna faszystowsko-faszystowska na Rusi! Nic w tym skądinąd nowego, bo pierwszą ofiarą wojny jest prawda, a wojna domowa – a z tą mamy do czynienia na Ukrainie – jest jeszcze do tego brudna, ale taki dysonans to już coś spoza zakresu pojmowania typowego leminga. Życzę im zatem – lemingom i Ukraińcom - jak najszybszego dojścia do równowagi, a zwłaszcza wyrzucenia wszystkich pomagaczy i „macherów z zaplecza” którzy na ich krwi chcą zrobić szybki biznes. Jeśli kto ciekawy, może zajrzeć na stronę, a znajdzie więcej ciekawostek, bo nic nie jest takie, jak maluje propaganda, zwłaszcza w trakcie wojny.

Wedle mojej smutnej oceny, plany amerykańskich neokonów spaliły na Ukrainie na panewce, bo nie tylko nie zadały czekiście bobu, ale go dodatkowo wzmocniły, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i międzynarodowej, na szczeblu regionalnym i globalnym. Być może konflikt ukraiński jest potrzebny do widowiskowego przerwania dziecinnej inicjatywy resetu z poprzedniej kadencji Obamy i zainicjowania nowej zimnej wojny. Nic tak nie robi dobrze dla pewnych interesów, jak napięcie wojenne, a nawet ładna lokalna wojenka. Na razie jest za wcześnie, aby o tym przesądzać, ale już jest pewne, że Putin zdobywa stanowczo za wiele punktów, nawet jak na swoje – przyznajmy to – mistrzowskie umiejętności w szachach międzynarodowych. Mamy zatem albo łut szczęścia, albo – do czego ja się skłaniam – starannie przygotowany plan długofalowy.

Nie jest to plan dla Polski ani dobry, ani łatwy, jest to bowiem odwieczna polityka bliskiej współpracy Moskwy z Berlinem, czyli rozbiorów Fryderyka z Katarzyną. Wedle moich analiz Polska, wraz z Ukrainą, weszła właśnie bezwiednie w kluczowe zwarcie dwóch planów geostrategicznych dla naszego regionu. Pierwszy z nich to plan amerykański, w którym wykonano inicjujący przewrót kijowski, celem włączenia Ukrainy do NATO. To jest prawdziwy, istotny cel zamachu w Kijowie, a gospodarcze kredyty i Unia schodzą na plan dalszy, bo militaria zawsze mają pierwszeństwo przed pieniądzem, podobnie jak przeżycie nad jedzeniem i wygodami.
Sytuacja jest dynamiczna i trudno przewidywalna, bowiem z drugiej strony – i z samego centrum kluczowych dla powodzenia planu jednoznacznego włączenia Ukrainy do systemu NATO Unii Europejskiej – dochodzi donośny głos kanclerz Makreli: nein! Moje ostatnie analizy wskazują jednoznacznie, że nie tylko jest to chwilowa reakcja, ale plan strategiczny, co więcej – a o czym nikt w zasadzie jeszcze szeroko nie ma pojęcia – realizowany w ścisłym współdziałaniu Berlina z Moskwą. Innymi słowy Berlin w sposób ukryty wspiera działania Putina na Ukrainie i – co gorsza dla nas – ma w tym niezaprzeczalny, długofalowy interes, który stoi z oczywistych powodów historycznych w opozycji do polskich i ukraińskich aspiracji. Między Berlinem i Moskwą ma nie być państw samodzielnych, oto istota strategii. Innymi słowy Berlin się niby zgadza z ochotą na rozszerzenie Unii na wschód, ale stanowczo sprzeciwia rozszerzeniu NATO [bo to naruszyłoby interes i umowę z Moskwą]. Powyższe wynika z drobiazgowego prześledzenia propagandy w sprawie Kijowa z Moskwy i Berlina. Są one ściśle skoordynowane i wspierają się nawzajem, co oznacza, że kanclerz Makrela jest najlepszym przyjacielem czekisty. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, niemniej pewność to co innego, niż przypuszczenie, a tego dziś jestem pewien.

Powyższe oznacza niestety, że Berlin we współdziałaniu z Kremlem dąży w ukraińskiej wojnie domowej do maksymalizacji zysków Kremla, a to oznacza z kolei prawdopodobny rozbiór Ukrainy na dwie części: rosyjskojęzyczną część zaporoską i ukraińskojęzyczną część zachodnią, która zostanie włączona do Unii, a faktycznie IV Rzeszypospolitej, co i udatnie się składa, bo to tereny tradycyjnie polskie. Nie jest to jednak dobre dla Polski, bo wzmacnia ponad miarę zarówno Rosję, jak i Niemcy, nie dając ani Ukraińcom, ani nam nic w zamian. Zatem rewolucja i rozszerzenie Unii – jak najbardziej, ale w całości, ale najwyraźniej – jak zwykle w takich przypadkach – akcja potoczy się odmiennie.

Zygmunt Białas: Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Czy będziesz głosował? Na kogo (jeśli oczywiście można wiedzieć)?

Zezorro:

Wiadomo na kogo nie będę głosował, co zobrazowałem serią karykatur wyborczych na stronie. Zachęcam wszelako do głosowania wszystkich wierzących w ten cyrk z „demokracją”, bo coś robić trzeba. Jednak pesymistycznie uważam, że we wprowadzonym przed ćwierćwieczem przez generalski klub ludzi honoru fasadowym systemie obrotowych kukiełek, dożywotnio zasiadających z list partyjnych za dobre wynagrodzenie w okrągłym budynku, nie ma miejsca na jakiekolwiek autentyczne zmiany, a już najmniej na prawdziwą wolność. Kto twierdzi inaczej, że ten dobrze okrzepły i sprawdzony system dławienia i sterowania autentycznej aktywności i aspiracji społecznej w fasadowych instytucjach, sterowanych z ukrycia niewidocznymi pokrętłami, można zmienić biorąc udział w ustawionych wyborach, ze skrajnie partyjniacką ordynacją z trzeciego świata, jest wedle mojego zdania, politycznym naiwniakiem, który musi przeżyć jeszcze wiele rozczarowań, ale w każdym razie gratuluję młodzieńczego zapału. Dlatego nie biorę udziału w tej farsie, nie mając nawet na kogo oddać głosu. Polski system partyjny, zbudowany przez tandem Jaruzelskiego z Kiszczakiem, nie dopuszcza ludzi, którym mógłbym zaufać choćby przechowanie płaszcza, a co dopiero sprawy podatków i przyszłości kraju. Na kogo więc mam głosować, skoro nie mam na kogo? To jest klasycznie źle postawiona kwestia, dlatego nie ma dobrej, a nawet poprawnej odpowiedzi. Trzeba zmienić system, bo ten nie jest dla mnie. [Wiem, wiem - ałtorytety się rozszczekały, że zawsze mogę wyjechać, tym odpowiadam, żeby spadały na drzewo – tam gdzie jest ich miejsce]. Kłopot ałtorytetów polega na tym, że podobnie do mnie myśli większość młodego pokolenia, które nie jest ślepe na fakty, a dla odmiany jest całkowicie i nieodwołalnie obojętne na martyrologiczne zaklęcia zarówno bohaterów ze styropianu, jak i ich przeciwników. Widzi brak swoich perspektyw i nie wie jeszcze dokładnie, kto właściwie temu zawinił, ale profilaktycznie i słusznie – nie wierzy za bardzo nikomu.

Zygmunt Białas: Dziękuję Ci w imieniu Czytelników i swoim za interview. Życzę Ci powodzenia i sukcesów w pracy zawodowej i w działalności blogerskiej.

Zezorro: zapraszam na stronę www.zezorro.blogspot.com
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut