Go To Project Gutenberg

niedziela, 24 sierpnia 2014

PIPCU - nie pipciu! - czyli podejrzany

-
Wszedłem byłem rekreacyjnie na lemon, bo ja ruski agent jestem. I pirat. Teraz jestem podejrzany.




Zwróć szczególną uwagę na logo na górze. Kto ściga muzycznych piratów po świecie i zamyka im witryny? PIPCU - nie pipciu! - specjalny wydział policji d/s prawa autorskiego, wspierany przez wielkie związki producentów muzyki, na czele z IFPI, mieszczący się w Londynie.

Blądyni z Lądynu ścigają rozczochranych po świecie, bez litości - bo porządek musi być. I bardzo pięknie, tyle że zapewne nie masz bladego pojęcia [bloody idea] co to jest ten policaj z Lądka... Dlatego poprosiłem o kontemplację tego herbu na górze - ma wspólny rodowód z herbem Anglii, Rotszyldów i rodziny królewskiej. Być może umknęło twojej uwadze, że ten policaj to całkiem specjalny policaj jest - i wcale nie z powodu że lądyński, ani że bloody, ani że zajefajne logo mają wprost ze średniowiecza...

Dlaczego? - spytasz roztropnie. Owóż dlatego, drogi watsonie, że ten policaj - z tym całym średniowiecznym i królewskim sztafażem oraz internetowym wyposażeniem Wielkiego Brata, który zapisuje kto co komu i jak ściąga i publikuje - jest całkiem prywatny.

Tu oczywiście watson milknie zaczopowany na dłuższą chwilę, więc sam muszę kontynuować, zanim oburzony się nie odezwie, bo odzywa się niechybnie zawsze. "Pogięło cię kompletnie - spiskowy kretynie" lub coś w ten deseń jest w sam raz dla watsona i jestem na to przygotowany.

Tymczasem polecam dalsze studia prawa autorskiego, a zwłaszcza implikacji na siłę stręczonych właśnie europejskim i azjatyckim indianom konwencji Trans-Pacific Partnership oraz jego bliźniaczego odpowiednika Transatlantic Trade and Investment Partnership, które uwidocznioną na niniejszym przykładzie procedurę znakomicie przyspieszą i zautomatyzują. Po wprowadzeniu zawartych tam procedur ochrony własności intelektualnej i prawa autorskiego PIPCU [nie pipciu!] nie tylko z bomby twoją witrynkę bez ostrzeżenia i ceregieli zamknie, ale także będzie mogła bez ceregieli i ekspresowo zamknąć wszystkich użytkowników, czyli groźnych piratów, na czele z podejrzanym zezowatym. Niemożliwe? To popatrz jeszcze raz na obrazek, drogi watsonie. Pierwszy krok już działa, pozostaje tylko podpisać te konwencje i będzie pozamiatane na cacy.

Wracając do głównego wątku, bo watson już powinien do tego czasu ochłonąć z szoku, o tych konwencjach to tylko z pozoru nie na temat było. Chodzi o to mianowicie, że te konwencje dotyczą automatycznych procedur między podmiotami prawa handlowego, czyli korporacjami. Podejrzany o naruszenie prawa autorskiego będzie w nich traktowany nie jako kryminalista, ale - co tylko z pozoru wydaje się lepsze - dłużnik korporacji właściciela i dysponenta praw autorskich i stanie się kryminalistą dopiero wówczas, kiedy uchyli się od zapłacenia automatycznie i sprawnie pobieranych przez PIPCU [nie pipciu!] karnych opłat, na mocy konwencji handlowej, jak to między korporacjami jest w eleganckim zwyczaju.

Watson w tym momencie odetchnął z ulgą, bo mu ulżyło, że jak korporacje, to elegancja francja, spoko na luzie, nie doczytał nieborak, że te konwencje będą swoje haracze nakładały i pobierały automatycznie, a próby uchylania się od poboru będą czynem kryminalnym. Czysty Folwark zwierzęcy połączony z 1984, drogi watsonie.

Jeśli jeszcze tego nie zrozumiałeś, to spieszę w końcu wyjaśnić. Otóż PIPCU, który zamyka już dziś witryny po świecie, a jutro będzie też zamykał dłużników z tytułu prawa autorskiego, jest jak najbardziej instytucją prywatną, korporacyjną. Wiem, że ci trudno to zaakceptować, dlatego poleciłem powrót do średniowiecza, abyś sprawdził te wszystkie herby, ich rodowód i królewskie przywileje na City of London. Tak się składa, że w pełnym brzmieniu jest to organizacja prywatna, takie małe państewko w Lądynie. City of London Corporation się nazywa. I ma swoją policję - a jakże. City of London [Corporation] Police to się nazywa. I PIPCU jest ich wydziałem. Wydziałem prywatnej policji prywatnej korporacji, zarejestrowanej od średniowiecza w królewskim rejestrze spółek w Lądku. W ten sposób rozumiesz teraz, co łączy Lądyn z tymi nowymi, stręczonymi indianom jako panacaeum na całe zło świata konwencjami. Będzie porządek, jak w lądyńskiej korporacji. PIPCU już nad tym czuwa.

I ty też czuwaj!
Gdzie jest centrala tego wszystkiego teraz łatwo sam już zgadniesz, wyciągając wnioski z cash flow, bo chodzi - jak zawsze - o lubą mamonkę.
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut