Go To Project Gutenberg

piątek, 15 sierpnia 2014

Walka o pokój. W rocznicę cudu nad Wisłą

-
Czy wybuchnie wojna? A może rozgorzeje bezwględna, bestialska walka o pokój? Pytanie jest - by tak rzec oględnie - źle postawione. Wprowadzenie do artykułu powinno się zaczynać mniej więcej tak: gdy wybuchnie wojna, której oczekujemy, powinniśmy być przygotowani... Tyle że to całkiem bez sensu.

Dlaczego bez sensu - wykrzykujesz w podnieceniu. Dlaczego bez sensu, ty przemądrzały, wszystkolepiejwiędzący, wszystkowtyłkumający esteto? Ano dlatego, drogi watsonie, że - jeśli tylko odkurzysz swoje przyćmione letnimi upałami zwoje [szare zwoje, letnie znoje, ruskie gnoje się rymuje] - łatwo zauważysz, stwierdzone tu przed laty już, a widoczne obecnie dla szerokiej gawiedzi militarne zmagania geopolityki na wschodnioeuropejskim teatrze działań. Wojna już trwa! I to od dobrych kilku lat.

Właściwe pytanie brzmiałoby raczej nie czy wojna wybuchnie, ani kiedy, ale JAK, w sensie konkretnie jak będzie się obecnie pełzająca w fazie początkowej geopolityczna roszada w naszej części Europy rozwijać, bo przecież eskalacja działań - od zakulisowych zamachów i przejęć gospodarczych [np. zamach kwietniowy 2010, złodziejskie umowy gazowe z Rosją i ich ekspansja w polskiej energetyce], przez polityczne utarczki i retorykę po przewrót kijowski w marcu 2014 [kolorowa rewolucja po kijowsku], wojnę walutową i handlową [embargo na towary rosyjskie i teraz embargo na eksport żywności do Rosji], będzie dalej eskalować do większego konfliktu w regionie.

Trwająca na wschodzie Ukrainy wojna domowa z setkami tysięcy uciekinierów i tysiącami ofiar jest takiego lokalnego konfliktu dobrym zarzewiem i wiedzą o tym obie strony - NATO pod wodzą USA, które niewątpliwie jest głównym wspierającym Kijów w jego niezłomnej, wręcz konfrontacyjnie antyrosyjskiej postawie [ostentacyjne zerwanie kontraktów gazowych, spalenie samochodów przed ambasadą Rosji, nazwanie tam publicznie Putina ch***m przez ministra spraw zagranicznych, celowe bombardowania ludności cywilnej na wschodzie] oraz Kreml Putina z drugiej strony, uporczywie i złośliwie, aczkolwiek skutecznie rzucający kłody pod nogi pochodowi kolorowych rewolucji na Bliskim Wschodzie [powstrzymana kampania syryjska] oraz wytrwale budujący ekonomiczny blok antydolarowy [nowy bank światowy i fundusz rozwoju BRICS, umowy swapów walutowych, kolejne projekty w łonie Shanghai Cooperation Organization].

To wszystko przecie różne oblicza wojny: gazowej, walutowej, ekonomicznej, handlowej itd. W końcu jednak zawsze te małe wojenki sektorowe gdzieś rozpalały się do większej konfrontacji militarnej, zdecydowanie kończącej wstępne gry taktyczne i przygotowania w nagłym pochodzie wojska, które burzyło dotychczasowy porządek, a z nim także wszystkie przez dekady narosłe nieporozumienia, niespłacalne długi i utopione w nietrafionych inwestycjach kapitały. System Bretton Woods jest bankrutem i musi się zawalić, a skoro tak, to odbędzie się to poprzez wojnę, tak jak zawsze było w historii. Po wojnie nie ma starych długów, gospodarka ma tylko jeden kierunek - w górę, nie ma depresji, deflacji, kryzysu finansów publicznych, plajty funduszy emerytalnych i zdrowotnych. Nic nie ma, bo na wojnie wszystko znika. Wojna zatem trwa w małych, a także większych potyczkach, te wszystkie sankcje, blokady, embarga były całkiem podobne przed II WŚ. Właściwe pytanie brzmi: jak te potyczki się dalej rozwiną?

Czy wojna domowa na Ukrainie się dalej rozpali i zaangażuje NATO, w tym głównie Polskę? Warto się nad tym zastanowić. Tutejsi czytelnicy już dali w pewien sposób na to odpowiedź. W ankiecie po prawej stronie 4/5 respondentów stwierdza to, co i dla zezowatego jest oczywiste: wojna krymska rozwinie się dalej, czyli że konflikt doprowadzi do konfrontacji wojskowej z Rosją wprost. Oczywiście będziemy tego naturalnym uczestnikiem, bo graniczymy z Ukrainą, gdzie odbywają się najgorętsze dziś starcia i jesteśmy - dzięki płomiennym "przywódcom" - na czele natowskiego i europejskiego wsparcia błyskawicznego Anschlussu Ukrainy do NATO i UE. Ktoś powie, że to nieprawda, bo Ukraina nie weszła ani do NATO, ani do UE. I tu cię mam watsonie.

Ukraina rękoma czekoladowego prezydenta Patroszenki właśnie podpisała umowy stowarzyszeniowe z obu organizacjami, których nie jest co prawda pełnoprawnym członkiem [jeszcze], ale partnerzy już zachowują się tak, jakby była. To dla Rosji wystarczający casus belli, bowiem obecność wojsk natowskich, w tym ich rakiet w odległości 500 km od Moskwy od zawsze była w ich strategii niedopuszczalna. Moskwa, jak piszę od miesięcy, nie może i nie zgodzi się na wejście Ukrainy do NATO, bowiem oznaczałoby to śmiertelne zagrożenie dla integralności całej przestrzeni imperialnej Rosji, a więc naruszałoby podstawy ich systemu bezpieczeństwa. Nawet dłuższe trwanie takiej dwuznacznej sytuacji jest z perspektywy Kremla niedopuszczalne, więc bój o Ukrainę musi zostać z Rosją rozegrany, pytanie tylko: jak? Powtarzam: bój o Ukrainę z punktu widzenia strategii Rosji, a nie zmieniła się ona zasadniczo od co najmniej dwustu, jeśli nie więcej lat [i dlatego notabene jest cały czas śmiertelnym dla Polski zagrożeniem - żadne upiększania najętych pismaków tego faktu nie zmienią], jest nieunikniony. Po prostu. Rosja na wejście Ukrainy do NATO - nieważne jak w praktyce opakowane we frazesy, konwencje i pakty - nie może, nie chce i nigdy nie zezwoli.

Spójrzmy na obiektywne zdanie na ten temat czytelników. W ciemności prognoz wojennych mamy wśród czytelnictwa niemal równy podział głosów. Oto połowa z proroków wojennych [2/5] uważa, że punktem zapalnym wielkiej wojny będzie właśnie Ukraina. Ale jest też dobra wiadomość. Oto druga połowa proroków wojennych [także 2/5] uważa, że wojna co prawda jest nieuchronna, ale wcale nie wiadomo, czy zacznie się od Ukrainy. Zapalnych punktów jest dużo więcej, a szachownica jest całkiem spora. Trudno nie przyznać racji temu spostrzeżeniu, bo faktycznie, patrząc na mapę widać, że okazji do rozpalenia spektakularnej wojny, dzięki gorączkowej pracy organizatorskiej ostatniego dziesięciolecia, na czele z serią "kolorowych rewolucji" i "arabskich wiosen" wcale nie brakuje.

Podsumowując niezbyt optymistyczne przewidywania tutejszych czytelników warto podkreślić dwa podstawowe i paradoksalnie budujące wnioski. Co prawda straszą nas tą wojną od niepamiętnych czasów, ale jest to wszak stan naturalny i w zasadzie nie ma się czego bać. Nic nie jest przesądzone, bo choć wariatów chcących podpalić świat w imię "samostijnej" nie brakuje, także nie brak całkiem trzeźwo pytających: za ile, po co i co z tego wyniknie. Wojna zatem co prawda będzie, ale nie wiadomo dokładnie gdzie i kiedy, a tymczasem trzeba zadbać o swoje. A "przywódcy" jak już muszą, to niech sami biegną mordować, skoro są tacy bitni. Zauważyłem dla przykładu, że najbitniejsze [w pysku, zupełnie tak samo jak u kundli] są całkiem kundlowate kurduple z potrójną oponą zamiast przepony. Na jakiej zasadzie te kurduplowate męskopodobne stworzenia roszczą sobie jakiekolwiek prawo do nonszalanckiego szafowania moim majątkiem, życiem i zdrowiem, pozostaje ich słodką tajemnicą, podobnie jak i cierpliwe przyzwolenie stad milionów baranów, które nie tylko radośnie dają się posyłać na rzeź, ale jeszcze przy tym patriotycznie beczą i są z tego dumne. W ten sposób wojenna symbioza wyszczekanych kurdupli "przywódców" oraz baranich stad wyznawców religii wojennej przy radosnym współudziale wojskowego biznesu kręci się na świecie i w naszym nadwiślańskim skansenie w najlepsze.

W rocznicę cudu zatem: bolszewika goń! Nieważne, skąd przychodzi i jaki ma kolor. Na ten przykład Banana i Barroso to dwaj bolszewicy, różnią się tylko opalenizną i sektą, do której należą. Dziwne? A dlaczego, skoro i tak te ich ideologie od samego początku polegają na oszustwie? Oszukać oszukanego jest przecie znacznie łatwiej. Goń zatem bolszewika, niechaj wraca do chlewika. I pilnuj swojego, bo pierwszorzędni fachowcy martwią się o twoje dobro, jak w chwili przekornej słabości zdradził rudy olsen. By żyło się lepiej, przecie to elementarne.

* Dobro w liczbie pojedynczej. W liczbie mnogiej: dobra. I tak samo po angielsku - your goods, deliver the goods.
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut