Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 20 lipca 2015

Odyseusz odkrywa IV Rzeszę, czyli pacaneum

-

Zapewne dziwisz się drogi watsonie, nie tylko na tytuł, ale na temat. Przecie wszystko przebiegło mniej więcej zgodnie z oczekiwaniem: euro uratowane, Grecja uratowana. Wszystko toczy się jak należy na tym najlepszym ze światów, pod przewodem naszej pani Berliner Makreli, której pomaga wierny, rudy giermek. Kiedy minęły ostatnie minuty ostatniej godziny szczytu ostatniej szansy tej ostatniej niedzieli, kto rzucił się niczym Rejtan, rozdzierając garniaka? „Bardzo mi przykro, ale nie ma możliwości opuszczenia tej sali.” Czy rudy czyta zezowatego, albo inspiruje się The Eagles? Nieważne – co istotne, to bezsporny fakt, że wierny giermek zatrzymał zrezygnowanych negocjatorów – i o bladym poniedziałkowym świcie zarysy „ratunku Grecji” zostały przy powszechnej rezygnacji przyjęte. Bowiem z klubu euro, tak jak z Hotelu California, wyjścia nie ma. To jest klub dożywotni. Do śmierci euro, albo Grecji.

Co więcej w środę, kiedy mijał wyznaczony przez Berlin kolejny termin, a naprawdę znów po terminie, w nocnych godzinach czwartku grecki parlament przyjął pakiet „oszczędnościowy”, warunkujący dalsze wsparcie ECB i w konsekwencji pozostanie Grecji w euro. Czyli wszystko przebiegło zgodnie z oczekiwaniem, świat się nie skończył, Grecja uratowana – i czas się zająć innymi palącymi problemami, na przykład Chinami. Niby racja, tylko że wydarzyło się tyle zaskakujących rzeczy przy tej okazji – i tyle ukrytych diabłów wyskoczyło z pudełka, że należy się nimi zająć na gorąco, zanim znów zostaną starannie schowane. Prawdziwa konstrukcja euro pokazała bowiem swe nieznane oblicze, a naprawdę ohydną totalniacką mordę IV Rzeszy w działaniu. Tym samym też odkryła definitywnie karty oraz przesądziła o dalszym przebiegu odysei euro. Grecki Odyseusz odkrył w poniedziałkowy świt nowy, nieznany świat IV Rzeszy, a w czwartkową noc oddał się jej w świadomą niewolę. To w zasadniczy sposób zmienia w praktyce zasady funkcjonowania strefy euro oraz Unii Europejskiej jako organizmu prawnego. Reaktywowano w nim bowiem stare, dobrze znane z historii zasady kolonialne: niewolnictwo ekonomiczne oraz państwowy wasalizm. A wszystko bez jednego wystrzału, z demokratycznym sztafażem. Grecja podpisała w nocy ze środy na czwartek akt kapitulacji, wraz ze zrzeczeniem się suwerenności na rzecz Niemiec, pod dość niezręcznym pretekstem „Unii Europejskiej”, spełniając żelazny warunek Berlina z poniedziałkowego poranku 13 lipca 2015. Tego dnia skończyła się Unia jaką znaliśmy, a zaczęła w świecie oficjalnym życie IV Rzesza, oparta na niewolnictwie ekonomicznym. Jednocześnie zaczął się niechybny koniec euro, jako trwałej waluty, bo że jego koniec został właśnie gwałtownymi działaniami Niemiec przypieczętowany, nie budzi wątpliwości. Nie jest przy tym żadną pociechą, że wszystko to przewidywałem lata temu, bo przecie arytmetyka i ekonomia idą pod rękę i nie da się nijak uniknąć ich żelaznych zasad. Stało się – i dlatego tę diametralnie odmienną sytuację warto na gorąco zrozumieć. Bo jej konsekwencje wkrótce odczujemy wszyscy.


Co uchwalono na szczycie?


Niemieccy negocjatorzy, pod jednoosobowym kierownictwem ministra finansów Schaublego, najwyraźniej rozczarowani negocjacjami bez końca, dokończyli swój plan ekonomicznego podboju i wasalizacji Grecji, doprowadzając do pozornie nieakceptowalnej sytuacji wyboru między dwoma bardzo złymi rozwiązaniami: zerwanie pomocy finansowej ECB dla Grecji i w konsekwencji natychmiastowe bankructwo z koniecznym opuszczeniem euro {z powodu jego braku w kasie} albo kontynuacja tej pomocy pod drakońskimi wręcz warunkami. Warunki te są gorsze nawet od zaproponowanych wcześniej, a które rząd Ciprasa z oburzeniem odrzucił, rozpisując referendum. To – brew oczekiwaniom i nadziei im się także jednoznacznie i mocno sprzeciwiło. Pomimo tego w tydzień po referendum szczyt „ostatniej szansy” zmusił Ciprasa nie tylko do akceptacji warunków odrzuconych przed dwoma tygodniami, ale dodatkowo – z powodu pruskiej dydaktyki bólu za nieposłuszeństwo – w sadystycznej, zaostrzonej formie. Warto się tym warunkom przyjrzeć, gdyż jak w pigułce ukazują cele ekonomiczne i dydaktyczne IV Rzeszy. W tym miejscu od razu chciałbym ugasić wszelkie głosy sprzeciwu wobec takiej ostrej retoryki – że niby nawiązywanie do niechlubnej pamięci Rzeszy jest nieuprawnione. Otóż patrząc bliżej odkrywamy w działaniach niemieckich oficjeli w greckim kryzysie cały repertuar działań dobrze znany nam zwłaszcza z pruskiego okresu Rzeszy. Dziś strategiczna polityka Niemiec odbywa się co prawda siłą rzeczy poprzez Unię Europejską, ale – wbrew naiwnym złudzeniom jej twórców – to nie Unia okiełznała dobrze znane z historii i powtarzalne z niemiecką precyzją dążenia do zbudowania europejskiej Rzeszy, ale odwrotnie: to Niemcy zgermanizowały, sprusaczyły całą Unię, przejmując dyskretnie stery jej najważniejszych instytucji i dziś Unia jest de facto niewiele więcej, niż IV Rzeszą – o ile oczywiście ma funkcjonować. Grecki przykład bowiem pokazał – i to na demokratycznych zasadach, tak samo, jak odbyła się droga Hitlera do władzy – że Europa chce i musi oddać Niemcom stery, jeśli chce funkcjonować. Grecy przerobili ostatnią upokarzającą lekcję z głosowaniem swojego pakietu niewolniczego z jednej strony po to, aby wszystko pozostało w ramach prawnych, europejskich procedur, ale z drugiej – i moim zdaniem ważniejszej – ze względu na ściśle pruską dydaktykę, wymagającą swoistego „hołdu greckiego” od rządu Ciprasa, bezwarunkowej kapitulacji i oddania się dobrowolnie pod niemiecki zarząd powierniczy. Schauble uzyskał tym samym demokratyczny mandat do swoich kolonialnych działań, a Berlin prawne i moralne uzasadnienie swojej dobrowolnej hegemonii. Odradzająca się IV Rzesza jest bowiem zjawiskiem wewnątrz Unii Europejskiej zjawiskiem naturalnym, wręcz pożądanym przez inne kraje. Po to właśnie Niemcy przeprowadziły publiczne upokorzenie Grecji, aby otrzymać moralne, polityczne i społeczne przyzwolenie na odbudowę świetności Rzeszy. Nie dlatego, że tak chcą Niemcy, ale dlatego że o to proszą Grecy i inne zadłużone kraje peryferiów euro. Same tego chcą, a pruska Rzesza się na to łaskawie zgadza. Grecja nie musi zgadzać się na te upokarzające warunki – ma przecie wybór... Na tym polega istota perfidii IV Rzezy: postawić ofiarę w sytuacji przymusowej i dać jej dobrowolny wybór: skaczesz w przepaść dziś, czy dopiero za jakiś czas?

Że Grecja znajduje się w sytuacji przymusowej i że została sadystycznie i metodycznie przeczołgana przez Berlin w ostatnich negocjacjach, nie ulega wątpliwości, gdy spojrzeć na ich wyniki. Oto Grecja zgodziła się na sformowanie specjalnego funduszu powierniczego, prywatyzującego zasoby państwowe na pokrycie długów, o majątku 50 mld euro. W jego skład wejdą porty lotnicze, morskie, banki, infrastruktura i nieruchomości, dotychczas własność państwowa Grecji, a odtąd zabezpieczenie banków-wierzycieli. Sama konstrukcja funduszu powierniczego nie jest z zasady zła i w dużej mierze sprawdziła się przy transparentnej prywatyzacji NRD przed dwiema dekadami. Jest też dobrym mechanizmem zabezpieczającym banki przed ryzykiem inwestycyjnym, bowiem drastycznie ogranicza ich ryzyko. Jest jednak jedno ale: choć najważniejszych szczegółów na razie brak, a wiadomo że tam zwyczajowo kryje się diabeł, wiadomo dwie najważniejsze i decydujące o funduszu rzeczy. Pierwsza i rzucająca się w oczy jest ta, że funduszem będą kierować Niemcy, a wręcz Schauble osobiście, więc z całą pewnością nie może to być narzędzie ekonomicznego bezpieczeństwa, a jest czystym narzędziem politycznym. Po drugie wiadomo z tekstu „hołdu greckiego”, że fundusz powierniczy nie jest z zasady jedynie zabezpieczeniem, a jedynie eleganckim sformułowaniem syndyka masy upadłościowej, bowiem jego podstawowym zadaniem nie jest zarządzanie, ale prywatyzacja, czyli po prostu sprzedaż greckiego majątku. Czyli mówiąc po prostu: wyprzedaż Grecji za długi, zauważ dobrze – pod niemieckim zarządem. Ostatni z poważnych zarzutów przeciwko przyjętej formule funduszu można streścić w praktycznym pytaniu: a kto i jak wycenia majątek grecki, czyli jak się liczy te 50 mld euro? Otóż to. W przypadku wschodnioniemieckiego funduszu powierniczego, prywatyzującego NRD była to tzw. „wartość rynkowa”, czyli ile da się otrzymać na licytacji. Tu analogie się kończą, gdyż formuła licytacji zostanie zapewne zachowana {bankierzy umieją liczyć}, ale nie w tym leży problem, lecz w tym do kogo należy własność i zarząd tej instytucji. W przypadku Grecji zarówno zarząd, jak i własność funduszu będzie należeć do instytucji zagranicznych, przeważnie niemieckich. Oczywiste jest, że zagraniczne instytucje finansowe raczej nie będą miały na względzie ani interesów, ani konsekwencji ekonomicznych i społecznych swoich działań dla Greków – zarówno w krótkim, jak i zwłaszcza w długim terminie. Innymi słowy de facto zagraniczny fundusz prywatyzacyjny sprzeda co się da – po możliwie wysokiej cenie – bez oglądania się na skutki społeczne swoich działań, słowem typowy kapitalizm sępów {vulture capitalism}. Nie jest to nic nowego, gdyż najszybciej rozwijające się w ostatniej dekadzie ub.w. i pierwszej obecnego fundusze inwestycyjne w USA to były właśnie agresywne fundusze typu vulture fund, specjalizujące się w agresywnych przejęciach i sprzedaży aktywów „po kawałku”. Niemcy idą dosłownie w te ślady i nie oceniam w tym miejscu tych działań w kategoriach moralnych, jedynie technicznych, stwierdzam zaistnienie pewnego faktu finansowego. Oto w ramach Unii Europejskiej, w której tak pięknie nadwiślańskim indianom nawija się o „europejskiej solidarności” i pięknej wspólnej walucie, Niemcy właśnie wprowadzili sobie – przy pomocy euro właśnie – najczystsze instytucje turbokapitalizmu zza oceanu, dzięki którym budują swoją IV Rzeszę, czyli stary plan ekonomicznego podboju w najnowszej odmianie.

Fundusz powierniczy, który wypadałoby nazwać raczej „funduszem likwidacyjnym” ma objąć grecki kapitał w naturze w wysokości 50 mld euro. Pozostawiając już na boku kwestie jego wyceny, które jak wiadomo stanowią istotę działania i kokosowych wręcz zysków funduszy vulture fund, warto zwrócić uwagę na jego rozmiar. Kwota ta stanowi ok. 1/4 PKB Grecji, jest zatem odpowiednikiem od 1/8 do 1/4 wartości całego kraju. Już samo to ukazuje rozmiar utraty suwerenności Grecji na rzecz euro. Tyle bowiem Grecji zostało uroczyście przez ateński parlament, w sytuacji przymusowej – bowiem jak powszechnie wiadomo, najlepsze interesy robi się na upadłościach – przyrzeczone w oddanie zagranicznym wierzycielom. Teoretycznie w „zarząd”, ale jest dla nas oczywiste, że zarząd w celu „prywatyzacji” oznacza oddanie za długi. Jeszcze raz przemyśl tę liczbę: od 1/8 do 1/4 wartości całego kraju. Jeśli to nie jest praktyczna utrata suwerenności i zarazem pruski podbój ekonomiczny, to co to jest innego? Naturalnie pamiętam o greckich długach, przypominając jednocześnie, że dawno temu radziłem zwykłe bankructwo, czyli default, gdyż zawsze jest to ekonomicznie lepsze rozwiązanie od ekonomicznego przymusu więzienia euro. A już z całą pewnością utraty suwerenności, bowiem ekonomiczna wolność jest nie tylko lepsza pod każdym względem, ale także zyskowniejsza. Grecy pozornie dobrowolnie uchwalili w parlamencie ekonomiczne poddaństwo kraju, zwane w minionych wiekach wasalstwem. Nowoczesna jego forma polega na zadłużaniu państw i przejmowaniu za długi.


Tekst jest wstępem do bieżącej analizy Summa Summarum 29/15
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut