Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 9 listopada 2015

Następny ruch Putina

-
Widząc choćby wielkie zainteresowanie nowego prezydenta Dudy sprawami międzynarodowymi warto je w naszym sąsiedztwie prześledzić od odwrotnej strony, gdyż – jak mawiał Atticus Finch, aby zrozumieć przeciwnika musisz spróbować pochodzić w jego butach – ale to jak odkryjemy bez trudu jest lustrzane odbicie naszych własnych działań. Bowiem jesteśmy w stanie konfrontacji. Konfrontacji z Rosją, trwającą już kilka lat, a grożącą w każdej chwili wybuchem w większej skali.

Jak możesz sprawdzić w oficjalnym credo Moskwy, wygłoszonym tuż po przełomowej kłótni Putina z Obamą w Nowym Jorku, podczas wizerunkowego sympozjum wałdajskiego, Rosja weszła w okres otwartej wojny z USA i NATO w Syrii. Cóż z tego, że bombardują „terrorystów”, skoro szefostwo Pentagonu pieni się ze wściekłości, że głównymi celami ataków są „umiarkowani rebelianci”, szkoleni przez zachód, a z drugiej strony Kreml zapewnia, że to nieprawda, a zresztą terrorystów niepodobna rozeznać – i nie miałoby to żadnego sensu. Podczas konferencji wałdajskiej Putin wyłożył przystępnym językiem istotę tzw. „wojny hybrydowej”, czyli posługiwania się siłami najemniczymi, przebierańcami itp. parawanami, na czele z ISIS, które jak wiemy od bardzo dawna ma swoje wspólne z al-kaidą korzenie w Langley, Jerozolimie i Rijadzie. Putin ogłosił właśnie, równolegle z nalotami w Syrii, przejście do otwartej fazy konfrontacji, gdy z jednej strony coraz trudniejsze staje się utrzymanie baśni „wojny z terroryzmem”, a z drugiej w galopującym tempie wzrasta ryzyko omyłkowego nawet, a z całą pewnością prowokacyjnego ataku sił amerykańskich na rosyjskie, bądź na odwrót. Kolejność będzie miała znikome znaczenie z racji niemal gwarantowanej eskalacji w tego następstwie.

Nie dziwi bardzo pospieszne utworzenie punktów kontaktowych sił rosyjskich ze wszystkimi właściwie uczestnikami wojny syryjskiej i wciąż trwającej irackiej, bowiem to jest w istocie jedna, ciągła operacja na Bliskim Wschodzie. I tak, w celu uniknięcia śmiertelnych nieporozumień Rosjanie współpracują informacyjnie z Izraelem, Iranem, Irakiem, bojownikami kurdyjskimi i kilkunastoma ugrupowaniami, działającymi w Syrii i okolicy, podobnie jak czynią to ze sztabem koalicji NATOwskiej. Chcą po prostu uniknąć omyłkowego ataku, ale przypomina to stąpanie po kruchym lodzie, w którym dodatkowo już wstępnie wyrąbano kilkanaście przerębli... Czy może dziwić w takiej sytuacji, że niezwyciężone lotnictwo Izraela już pierwszego dnia operacji lotniczej spróbowało bojem sprawdzić czujność i głębokość ochrony przeciwlotniczej w Syrii, nad którą przelatywało dotychczas bezkarnie, korzystając ze skutecznego sprzętu walki elektronicznej – i zostało przechwyconych na granicy Syrii przez ruskich gierojów? Wciąż obowiązuje w mediach i dowództwach narracja o „bojownikach” i „opozycji”, ale jest przecie już całkowicie jasne, że ci wszyscy przebierańcy korzystają z zaplecza, wyposażenia, zaopatrzenia i wsparcia państw poważnych. Na razie z tymi poważnymi państwami Rosja na bieżąco się kontaktuje – aby nie przerywać wygodnej bajki, a w tym czasie wyrywa przebierańców z korzeniami, chwaląc się jednocześnie wielkimi sukcesami w „wojnie z ISIS”. Utrzymywanie iluzji jest chwilowo pożyteczne, gdy trzeba za wszelką cenę obronić Assada, do czego podstawowym wręcz wymogiem jest powstrzymanie działań ugrupowań antyrządowych, a przynajmniej paraliż ich podstawowych punktów i dróg zaopatrzenia. Nie jest to sprawa łatwa w kraju zdewastowanym czteroletnią wojną domową. Ale jak widać Rosja na utrzymanie Syrii, wraz z dwiema kluczowymi bazami w Tartus i Latakii, na wybrzeżu Morza Śródziemnego się zdecydowała i tę decyzję strategiczną potwierdziła błyskawicznym wjazdem swego lotnictwa i sił powietrznodesantowych, w powtórce niedawnej operacji na Krymie. Z Krymu nie wydaje się chcieć, a nawet móc zrezygnować i podobnie jest dziś w Syrii, gwarantującej Rosji dostęp do Morza Środziemnego.

Podobnie jak na Krymie Rosji nie chodzi o cywilny wymiar władz, partyjne, a nawet ideologiczne spory. Chodzi jej o strategiczną obecność marynarki oraz lotnictwa, gwarantujące także lojalność władzy państwowej. Jeśli władza będzie nieposłuszna, to się ją – jak to już wielekroć w najnowszej historii zdarzało – mniej lub bardziej głośno zmieni. Nikt bowiem nie odwołuje się od wyroków sądów polowych, serwowanych z lufy kałacha, z racji braku czasu. Bryłka ołowiu leci z prędkością naddźwiękową i jest zawsze szybsza od słów, nieważne jak mądrych i prawych. Wiemy zatem od epokowych wydarzeń w Nowym Jorku, że Rosja weszła zdecydowanie w okres otwartej wojny z USA i zamierza w Syrii za wszelką cenę pozostać. Chwilowo utrzymuje pozory „wojny z terroryzmem”, ale dla co nieco bardziej świadomych i ciekawych nie stanowi zaskoczenia, że w Soczi Putin bardzo obszernie objaśnił mechanikę „kolorowych rewolucji”, z grubsza pokrywającą się ze znanymi nam faktami. Dał do tego także obszerną moralną wykładnię swoich interesów geopolitycznych i powodów, dla których jego działania są prawnie słuszne i korzystne dla równowagi i pokoju. Niekoniecznie trzeba się z nią zgadzać, ale wypada ją poznać, jako że sporo wyjaśnia{link w czytance}, tym bardziej, że wedle Sun-cy znajomość wroga jest nieodzownym warunkiem zwycięstwa. A że Putin właśnie stał się i naszym wrogiem, także przy okazji nie ulega już wątpliwości, gdy jesteśmy członkiem NATO, a to właśnie z Rosją w Syrii wojuje. Zresztą nie musimy wybiegać aż tak daleko na południe, aby się o tym przekonać, gdy w sąsiedniej Ukrainie wojna domowa – także z Rosją – jest tylko chwilowo zamrożona z powodów pogodowych do wiosny.

Mówiąc o wybieganiu na południe zapomnieliśmy naturalnie o wylotach. Syria jest zaledwie dwie godziny lotu od nas, a tak się właśnie złożyło, że z okazji Haloween nad Synajem wybuchł w powietrzu airbus z rosyjskimi turystami na pokładzie, co jest największą katastrofą lotnictwa rosyjskiego w ogóle. Nowy prezydent Duda, wybierając się tymczasem na szczyt państw europejskich do Bukaresztu, zdążył złożyć Putinowi z tej okazji kondolencje, aby po przylocie w Rumunii złożyć wieniec przed klubem „Colectiv”, który kilka godzin przed wydarzeniami nad Synajem – zapewne także z okazji Haloween – był widownią innego tragicznego wybuchu. W jego efekcie po kilku dniach podał się do dymisji premier Ponta, który w ostatnich miesiącach nie dość sprawnie wykonywał sugestie jednej i drugiej strony zmagań, o których mówimy, chcąc skorzystać i z rosyjskiego gazu i amerykańskich baz wojskowych. Nie mam wystarczających danych do potwierdzenia źródeł pochodzenia obu zamachów, ale niewątpliwie łączy je swoista wymiana wisielczego humoru bezpieczniaków i wspólna symbolika satanistyczna, obecna w obydwu. Jak to się łączy z Polską i Dudą w szczególności więcej za chwilę. Na początek mała, ale znacząca uwaga logistyczna. Oto gdy przed kilku laty „Ożeł” Komorowski gościł Obamę, wypuścił charakterystyczny dla swego poziomu żart o wierności małżonki, który spowodował widomą irytację opalonego, a której z kolei drugie dno bez trudu rozeznasz w mojej książce. Ważne dla nas jest tu pierwsze dno, które miał na myśli Komoruski: „wielkie polowanie”, o którym wspomniał. Dla obserwatorów nie ulegało wątpliwości, że miał na myśli Bliski Wschód, tym bardziej że tuż obok była mowa o nowych F-16 dla polskiego lotnictwa. Złośliwcy przebąkiwali wówczas z przekąsem, że akurat te myśliwce są nam bardzo potrzebne... do walk na pustyni. Bo i stanowią trzon wyposażenia izraelskiego lotnictwa.

I paczpan watsonie, złośliwcy chyba mieli rację, bo gdy nasz nowy prezydent Duda wybierał się – naturalnie samolotem – w drogę do Bukaresztu, źli ludzie podkładali ładunki w Colectiv, to nasi dobrzy lotnicy ćwiczyli swój kunszt na nowiutkich F-16 na izraelskiej pustyni... 40 km miejsca upadku rosyjskiego airbusa. Oczywiście niczego tu nie sugeruję, poza tym, że te dwie sprawy są ze sobą blisko powiązane, niekoniecznie w prosty sposób przyczynowo-skutkowy. Ale że mają śmiertelnie poważny ze sobą związek, raczej nie budzi moich wątpliwości. Nie przypadkiem na granicy Izraela i Egiptu wydarza się największa tragedia lotnicza, gdy dosłownie obok trwają największe manewry lotnicze, a paręset km na północ, czy jak wolisz kwadrans lotu Rosjanie wykonali już dwa i pół tysiąca nalotów bombowych na pozycje syryjskiej „opozycji”. Bowiem wielkie polowanie już się rozpoczęło – i prezydent Duda zajął się od razu, z marszu najważniejszymi sprawami tego właśnie polowania.

Jak pamiętamy zapowiadałem, że Duda zostanie prezydentem właśnie z gorących powodów geopolityki i sprawy międzynarodowe staną się jego głównym polem działania. I tak się stało, gdyż doprawdy Polska na ukraińskim odcinku wojny USA-Rosja jest zbyt poważnym graczem oraz składnikiem, aby pozostać neutralna, albo co gorsza nieprzewidywalna. Dzięki właśnie temu zmaganiu mamy w końcu kres ćwierćwiecza radosnej postkomuny, w sejmie nie ma czerwonych, ani ich przyjaciół, a komplet reżyserów transformacji, czyli duet Jaruzelski-Kiszczak zszedł z tego świata. Pierwszym działaniem zagranicznym Dudy była wizyta w Estonii, kraju żyjącym dziś nie bez powodu w psychozie strachu przed rosyjską inwazją, co objawia się ogromnymi napięciami społecznymi. Zaraz po przypilnowaniu kilku najważniejszych ustaw oraz przełomowych wyborów do parlamentu, w które zdecydowana większość wciąż jakoś nie zdaje się uwierzyć, wybrał się na bardzo poważny szczyt obronny wschodnich krajów Europy do Rumunii. Jest to konferencja tzw. wschodniej flanki NATO, zapoczątkowanej w Deuville tzw. szpicą, a mającej stać się skuteczną tarczą obronną przed nową, asertywną postawą Rosji. Warto zauważyć, że o ile na poprzednich zebraniach z oczywistych powodów Dudy nie było, Polska zajmowała także niezbyt eksponowane stanowisko. Obecnie Duda, zachęcony także zgodnym działaniem sąsiadów z Grupy Wyszehradzkiej, pod wodzą Orbana proponującej Polsce naturalne przywództwo, wydaje się je w równie naturalny sposób obejmować. Nie chodzi tu o wielkie gesty i słowa, ale o najprostsze, wręcz rudymentarne rzeczy.

Po kilku spojrzeniach na globus, które wykonaliśmy przez ostatnie miesiące wspólnie, nie mamy wątpliwości, że każdy konflikt z Rosją w Europie musi objąć Polskę. To zdanie ma kolosalną wręcz wagę historyczną i strategiczną. To z tego właśnie powodu Polska musi być jeśli nie polem walki {tym jest dziś sąsiednia Ukraina}, to co najmniej jej zapleczem. Jeśli ukraińska wojna domowa się rozszerzy, Polska będzie musiała siłą rzeczy zwiększyć swoje zaangażowanie – choćby z powodu lawinowego wzrostu zagrożenia. Dlatego, obok niebagatelnych także przesłanek gospodarczych i ludnościowych {Polska obok Ukrainy jest największym krajem regionu} naturalna wręcz predyspozycja Polski do wojny z Rosją. Wiedzą o tym doskonale Amerykanie, a zwłaszcza sponsorzy Wiktorii F***the EU Nudelman, wymieniający pospiesznie w Warszawie także niezbyt posłusznego ambasadora Muła na bardziej wojowniczy egzemplarz. Nie twierdzę, że Duda będzie prezydentem wojny, ale na taką właśnie okoliczność – wojny z Rosją - został powołany. Wszystko to znajduje oczywiście lustrzane odbicie w strategii Kremla, którą można zgrabnie podsumować właśnie odbytą kolejną rocznicą odbicia Kremla z rąk polskich najeźdźców. Największa wiktoria polska – pod Kłuszynem, skutkowała bowiem haniebnym dla Rosji podbojem Kremla i hołdem ruskim w Warszawie. Putin tę najciemniejszą kartę historii postanowił odwrócić w ten sprytny sposób, że zastąpił stare święto rewolucji październikowej świętem niepodległości. I od kilku lat Rosjanie maszerują radośnie u progu zimy już nie ku czci Lenina, ale Minina i Pożarskiego, a przeciw Polsce. Oczywiście nie jest to przypadek, tylko racjonalny wynik obustronych przestawień strategicznych. Rosja nadal postrzega Polskę jako zagrożenie, może nie tyle bezpośrednie, co potencjalne, o tyle, o ile Polska się nawzajem Rosji obawia i tę z kolei – nie bez historycznego uzasadnienia – widzi jako wiecznego agresora. Rosja wojnę w Europie musi z konieczności geograficznej rozpoczynać w Polsce. I na odwrót: Polska przygotowując się na wojnę w Europie musi obawiać się Rosji.

Taki to praktyczny wymiar, a zdeterminowany historycznie i geograficznie po obu stronach ma u nas postępująca konfrontacja USA-Rosja. Polska jest członkiem NATO i sąsiadem Ukrainy, wobec czego już dziś znajdujemy się w stanie faktycznej wojny z Rosją, choćby za sprawą wojny w Syrii. I nic w tym dziwnego, że nasze samoloty muszą w związku z tym ćwiczyć dziś w Izraelu, po sąsiedzku z Syrią, bowiem gdyby miało tam dojść do eskalacji {a dojdzie}, to i tak będą musiały latać u nas, albo na Ukrainie, lepiej więc niech latają na południu, bo to dalej od domu. Jesteśmy już w trakcie wojny – i dlatego tzw. wzmocnienie wschodniej flanki Unii Europejskiej oraz NATO jest tak dla nas żywotnie ważne. Wiedzą o tym zarówno nasi sojusznicy, jak i wie o tym doskonale Putin, który bez wątpienia rozumie zadania i działania Dudy. Nie zdziwiłbym się, gdyby prowokacja w Bukareszcie była jego dziełem, jako prezent powitalny, swoiste ostrzeżenie przed militaryzacją Europy, które oczywiście – zwłaszcza w kontekście Ukrainy - nie jest na rękę Rosji. Kreml nie bez przyczyny widzi z kolei w pospiesznym wzmacnianiu wojsk na wschodnim skraju NATO śmiertelne dla siebie zagrożenie, ponieważ diametralnie zmienia to obecny stan sił. Dotychczas państwa wschodniej flanki były nie tylko względnie bezbronne, ale także dość mocno zinfiltrowane agenturalnie jeszcze od czasów komuny, co widzimy na co dzień aż nadto. Taki swoisty, pacyfistyczny bufor między Rosją i światem od zachodu, zwłaszcza w Polsce, która stanowi geograficznie „korek” między Bałtykiem i Karpatami, otwierający z jednej strony drogę zagonom pancernym Stalina do Paryża {co ten planował}, a z drugiej płaską równinę do samej Moskwy {stąd zabobonny lęk przed Polakami na Kremlu}. Rosja niezmiennie ma w swojej doktrynie słabe państwa peryferyjne, bufor od zachodu. W przypadku Polski jest to wręcz wymóg priorytetowy. Rosja musi za wszelką cenę utrzymać „korek do Europy” pod kontrolą, a to przychodzi najtaniej, gdy Polska jest rozbrojona, skłócona z sąsiadami, a króluje bezhołowie. Jakże dobrze my to od dwustu lat znamy! Toż to przepis na Polskę po moskiewsku.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 45/15.


© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut