Go To Project Gutenberg

piątek, 23 czerwca 2017

Makrela kryzysowa

-



Jeszcze na dobre nie opadł kurz po ubiegłorocznych wyborach prezydenckich w Stanach, gdzie dopiero rozkręca się główna batalia walki pomiędzy starannie ukrytymi potentatami, a już obserwujemy podobne paroksyzmy wyborcze na starym kontynencie. W centrum zainteresowania jest naturalnie Francja, wokół której właściwie cały świat powstrzymał w napięciu oddech, zastanawiając się, czy zwycięży ostatnia nadzieja nowoczesności, taka francuska odmiana Petru, czy też demon populizmu, szowinizmu, antysemityzmu, ksenofobii, homofobii, mizogynizmu – o przepraszam, to akurat nie, ale łatwo pomyłkę wyjaśnić, gdy karne zastępy feministek w kapeluszach z klitorisami maszerują przeciw niej obok antyfaszystów – czyli złowroga Maryna.

Niby Francja elegancja, ale Wersal chyba naprawdę się skończył i podczas gdy za Atlantykiem wprawdzie skandale miały wymiar naprawdę epokowy, to podobne skandale na starym kontynencie nie robią już na nikim żadnego wrażenia. Zakałapućkany w nich po czubek głowy Francois Fillon na przykład nie dał się od wyborów odciągnąć nawet prokuratorowi generalnemu, trwając w nich do niechlubnego ostatka. Na nic to się zdało, gdyż przed dwoma tygodniami zezłoszczeni Francuzi dali mu, wraz ze wszystkimi „wiodącymi” partiami czerwoną kartkę – i w drugiej turze zmierzy się ze złowrogą Maryną ostatnia nadzieja, pośpiesznie wynaleziony w notatniku Sorosa bankier inwestycyjny Macron, któremu francuskie ałtorytety wystrugały nawet świeżutką partię w stylu „Nowoczesna” pod pretensjonalną nazwą „En marche!”. W drugiej turze nie będzie otóż żadnej partii uchodzącej za establishment, bowiem wszystkie cokolwiek niezadowolony lud francuski odrzucił w czambuł. Wszystkie co do jednej. Pomyśl przez moment o tym łatwo widocznym wskaźniku publicznego zaufania/niezadowolenia.

W takich warunkach radosne szczebioty mediów, jaki to Macron nie jest nowoczesny i jak to on dzielnie nie powstrzyma ciemnych sił populizmu, dając mu w sondażach ponad 60% poparcia, należy włożyć między bajki, albowiem jeśliby miało być tak dobrze, to czemu jest aż tak źle? Z faktu, że siły „postępu”, zarówno socjalistów Hamona i Melenchona, jak i „konserwatyzmu” Fillona, zgodnie zalecają swoim wyznawcom oddanie głosu na ostatnią nadzieję, wystruganą pośpiesznie w ostatniej godzinie z niczego i paru milinów na kolanie, może wynikać co najwyżej ich panika i rozpacz, ale z całą pewnością już nie pewność wygranej. Gdyby lud francuski brał francuskich polityków z głównych partii poważnie, to by choć jednego z nich dopuścił do drugiej tury, a wszak tak się nie stało. Żadna pierwszoplanowa partia nie ma obecnie szans na prezydenturę, a walczy o nią dwoje praktycznych outsiderów, jeden z pozycji establishmentu na czele marionetkowej partii skleconej na kolanie, a druga z niszowego dotychczas Front National. Wyrokowanie na kogo wyraźnie poirytowany lud odda swój głos jest zatem mocno przedwczesne, by ująć to najdelikatniej. Osobiście uważam, że gniew ludu wyniesie Marynę, ale emocje dopiero przed nami.

Francuska elegancja w ogniu światowej walki z „faszyzmem” także zanikła już całkowicie. W Stanach debaty telewizyjne Trump-Clinton, mimo że odbywały się w cieniu niebywałych wręcz skandali, przebiegły w tonie wprawdzie ostrej walki, oczywiście nieczystej, gdyż jak się okazało faworyta Clinton miała przygotowane zarówno pytania, jak i odpowiedzi, a ponadto wyraźnie sprzyjał jej moderator, to jednak nie doszło do chamskich pyskówek. A coś takiego właśnie miało miejsce w telewizyjnym studio między Macronem i Lepen, a co samo w sobie wystarczy za probierz niesłychanych wręcz emocji, dotyczących tych wyborów, w których chodzi już obecnie o nic mniej, niż o przetrwanie Unii Europejskiej. Macron, wyraźnie dotknięty syndromem Edypa, co widać na przykładzie jego małżonki w wieku emerytalnym, dość słabo nadaje się na trybuna nowoczesności, przeprowadzającego drugi naród Europy suchą stopą przez wzburzone wody, a już z pewnością nie nadaje się na pogromcę rozjuszonych kobiet. Z rozbawieniem czytam zatem entuzjastyczne pienia pismaków, tłumaczącym niepełnosprytnym jakoby Macron „był bardziej przekonujący” i to on debatę „wygrał”, gdy tymczasem karczemną pyskówkę francuskim zwyczajem wygrała wyszczekana baba. Bo i nie chodziło o żadne argumenty, ale o kipiące emocje, a tu górę zawsze bierze gniew. Gniew ludu, czytelnym i łatwo zrozumiałym tekstem objaśnianym przez Lepen. Chcecie więcej imigracji, bezrobocia, mieszania się we wszystko Brukseli? Czy też trzeba te dewastujące trendy powstrzymać, na przykład pytając w referendum, czy nie należałoby przywrócić franka i z nim narodowej kontroli nad finansami francuskiego państwa?

Ostateczny wynik jeszcze przed nami, ale wydaje się że Lepen trafnie ich wynik i konsekwencje już w debacie przewidziała. Otóż według niej niezależnie od przebiegu wyborów we Francji będzie niebawem rządzić kobieta. Taki mamy w Europie nowoczesny trend, dla przykładu nad Tamizą rządzi Teresa May. Wiele znaków wskazuje na Lepen po tej stronie Lamanche. Jeśli wszak przeważy establishment w osobie kukiełki Macrona, to i w tym wypadku rządzić będzie we Francji kobieta - kanclerz Merkel. Lepen wybrała ostateczny cios w jej pupila wyjątkowo starannie – i wymierzyła go w najdogodniejszym chyba momencie. Trudno wyobrazić sobie lepszy mem, w skondensowanej formie prezentujący istotę dylematu tych wyborów francuskiemu ludowi. Wygrana Macrona w swej istocie wsparłaby herkulesowe wręcz wysiłki Niemiec ocalenia pękającej w szwach federacji IV Rzeszy w budowie. Ale myliłby się ten, kto by przywiązywał zbyt wielkie znaczenie do tego spektaklu, gdyż – przynajmniej moim zdaniem – kości zostały już rzucone i nie sposób powstrzymać, ani tym bardziej zawrócić biegu wydarzeń. Można co najwyżej zmodyfikować ich nieunikniony przebieg, a i to w stosunkowo niewielkim zakresie. Tak czy owak – póki co będzie rządzić Makrela, ale to tylko do października, a co dalej? Bardzo dobre pytanie, którym obecnie się zajmiemy.


Paris Paris

Że dawno już przekroczono Rubikon niech świadczy choćby ciemna rzeka „uchodźców”, koczujących na ulicach Paryża oraz całkowita rozwałka politycznej sceny, wraz z jej totalnym schamieniem. Ostrzeżenia Lepen o realnej groźbie wojny domowej znalazły właśnie potwierdzenie podczas zamieszek pierwszomajowych, gdzie rozegrała się regularna bitwa między siłami porządku oraz zjednoczonymi siłami lewicy oraz antify. Brzmi w tym kontekście jak ponury żart, że socjaliści zachęcają do głosowania na „centrystę” Macrona, ewidentnego pupila bankierów i globalistów, niemniej jest faktem. Faktem jest także, iż poważna większość znikającej klasy średniej oraz prekariatu ma nastawienie lewicowe, ale nie na tyle, aby całkowicie wyłączać myślenie. Zdają sobie doskonale sprawę, że Macron jest marionetką establishmentu i nie biorą poważnie napompowanych powietrzem sondaży, tym bardziej że nazywana „ultraprawicową” Lepen w swej gospodarczej istocie jest socjalistką, z łatwością i rozmysłem koncentrującą wysiłki swej kampanii właśnie na rozczarowanych i wykluczonych, mieszkańcach wielkich blokowisk HLM, pracowników fabryk, czyli – wyborców centrolewicowych. Poziom agresji i nieustanne pasmo szykan urzędowych, z serią prokuratorskich śledztw, odbieraniem immunitetu oraz zamachami przeciw Lepen trudno sklasyfikować inaczej niż rozpaczliwy bój o wszystko.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 18/17


© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut