Go To Project Gutenberg

piątek, 23 czerwca 2017

Maltańskie kwity, czyli masowa represja podatkowa

-



Malta, Malta… To chyba siedziba sławnego zakonu Kawalerów Maltańskich – przychodzi ci do głowy, skądinąd słusznie, bowiem ten honorowy tytuł nosi dziś zaskakująco wielka rzesza notabli średniego i wyższego szczebla współczesnej polityki. Obiecujący kawalerowie są obecni także w obecnej polskiej ekipie i zdziwiłbyś się, jak poważną dysponują wiedzą. Tak jakoś historycznie się ułożyło, że ten średniowieczny zakon, współczesny osławionym Templariuszom, parał się dokładnie tym samym rzemiosłem, co ich bracia, czyli mówiąc krótko był skrzyżowaniem korpusu ekspedycyjnego i wywiadu, z akcentem na to drugie. Współczesną postać zarówno siatek wywiadowczych, jak i bankowości zawdzięczamy owóż dzielnym rycerzom, którzy niemal tysiąc lat temu potrafili sprawnie zorganizować i jedno i drugie – i to na skalę światową. Patrząc zatem od tej strony ich predylekcja do forsy wydaje się całkowicie zrozumiała.

Egzotyczne dla jednych, a w praktyce całkowicie naturalne dla drugich trwanie średniowiecznych „przeżytków” wydaje się malowniczym dodatkiem do wakacyjnych przygód, a Malta ze swoim wspaniałym położeniem na Morzu Śródziemnym dla nich jest wręcz wymarzona. Ale to także nic wyjątkowego, jak widzimy choćby na przykładzie sławnej Komisji Weneckiej, która choć znajduje się dziś wydawałoby się na geograficznych peryferiach Europy, posiada i starożytny port i wiele historycznych pamiątek, których studiowanie rozświetli ci powody, dla których jedna z podstawowych instytucji Unii mieści się w kurorcie. Leży bowiem jako kolejne państwo-miasto na śródziemnomorskim szlaku handlowym, tak samo jak Malta. I jak Taormina, gdzie zakończył się wielkim niemiecko-amerykańskim krachem szczyt G-7, a cesarzowa Makrela wezwała Europę do „wzięcia spraw w swoje ręce”, ponieważ nie możemy dziś liczyć na USA. Podobnie owóż bywało i w przeszłości. Wypoczynek, uciechy szły w parze z międzynarodowym handlem. Tak samo i dziś, aczkolwiek Valetta ze swoją mariną wydaje się być skoncentrowana wokół zachcianek miliarderów z ich gigantycznymi jachtami, może poszczycić się współczesnymi wyjątkowymi sukcesami biznesowymi. Przypomina San Marino, Monako i Liechtenstein, ale żadne z wymienionych miast nie jest stolicą europejskiego hazardu, a Malta jest – w internecie. Jest także jednym z głównych rajów podatkowych Europy, co po niedawnym rozgromieniu nieodległego Cypru nabiera całkiem specjalnego znaczenia. Wypada zatem temu się przyjrzeć, a skoro sezon się zaczął – zaczynajmy!

Równolegle z sezonem żeglarskim rozpoczął się owóż sezon polowań na raje podatkowe, czemu daliśmy świadectwo choćby w Panama Papers, zaznaczając że spodziewać się należy kolejnych rewelacji. I jakież jest nasze zdumienie, gdy je odkrywamy na łamach The Intercept! Kolejne „zdziwienie”, wywołujące szeroki uśmiech, budzi prominentna obecność w nowych materiałach nowego sułtana Turcji Erdogana, który – jak warto tu przypomnieć – wystąpił na równie godnym miejscu w materiałach Panama Papers. Z ich okazji wywnioskowaliśmy, że lipcowy „nieudany zamach stanu” w Ankarze postawił patentowanych „obrońców demokracji” zza Atlantyku w poważnym geopolitycznym sporze z Turcją, będącą tymczasem kotwicą NATO w regionie Lewantu. Wiele mówi nieobecność Erdogana podczas historycznej inauguracji światowego centrum walki z radykalnymi ideologiami w Rijadzie, z tajemniczą świetlistą kulą.

Założycielami-fundatorami przedsięwzięcia są Stany, Sudowie i Egipt, tworzące w regionie coś na kształt nowej sunnickiej intifady, o wybitnie wahabickiej proweniencji. Nietrudno zgadnąć, że ta inicjatywa musi z geopolitycznej logiki współgrać z konsekwentnym amerykańskim wsparciem dla kurdyjskiego YPG, będącego tymczasem podstawową siłą militarną, wypierającą ISIS z irackiego Mosulu. To z powodu tego oburzającego Turków i nieakceptowalnego dla Erdogana osobiście popierania Kurdów w ich lokalnej wojnie, i tym samym pełzającego ustanawiania na syryjsko-turecko-irackim pograniczu Kurdystanu metodą faktów dokonanych, widoczny gniewny rozbrat między Ankarą i Waszyngtonem. Ostatnia impreza z kryształową kulą dobitnie pokazała, że postanowiono przeformowanie dotychczasowej formacji amerykańskich sojuszników w regionie ze wszystkich sił sunnickich {plus konieczny Izrael} przeciw ISIS {i Assadowi w Syrii} na szczuplejszy zestaw, skupiony wokół Arabii Saudyjskiej. Główną różnicą w obu zestawach jest obecny brak w nim Turcji, która choć nominalnie i praktycznie współpracuje i w wielu najważniejszych zagadnieniach ma wspólne interesy, nie może z fundamentalnych powodów bezpieczeństwa zgodzić się na Kurdystan i stąd wynikająca absencja.

Turcja zgadza się bowiem niemal ze wszystkimi celami koalicji. Jest nieprzyjazna zarówno dla Syrii Assada, jak i stanowi głównego rywala Iranu, podobnie jak to ma miejsce w przypadku Saudów. A wszak w Rijadzie jej nie było… Turcja to islam sunnicki, podobnie jak wahabici Saudów, choć nie tak agresywny. A nowe władze w Jemenie, leżącym na południowym krańcu płw. Arabskiego, są podobnie jak Iran szyickie. Wojna Saudów z Jemenem, tocząca się w cieniu walk w Syrii, pomimo jej stosunkowo słabego nagłośnienia w mediach, jest nie mniej ważną od syryjskiej operacją, a przynajmniej tak wynika z wielkiego nakładu sił, włożonych tam przez Iran i Saudów. Jemen i Syria są typowymi wojnami zastępczymi i wszystko wskazuje na to, że zostaną rozegrane łącznie, gdyż nie da się rozdzielić wiążących je wspólnych interesów. A wspólnym mianownikiem tego wszystkiego, jak łatwo dostrzec, jest ideologiczno-religijno-wojskowa konfrontacja Saudów z Iranem, sunnitów z szyitami.

Drugim łącznikiem jest Morze Śródziemne, handel na nim, rurociągi do Europy i temu podobne zagadnienia, gdyż gospodarcza rywalizacja, leżąca u podłoża wspomnianych wojen, dotyczy zasad połączeń i powiązań z Europą, a nie samego ich faktu, ten bowiem jest dla wszystkich oczywistą oczywistością. Z tego właśnie względu wojska państw europejskich są aktywne w tych konfliktach, biorą bowiem udział w rozstrzyganiu nie tyle europejskich interesów gospodarczych, co właściwego ich przydziału. Chodzi mówiąc prosto od tej strony patrząc kto w nich zarobi. Dla wszystkich jak zwykle nie starczy – i tym sposobem powróciliśmy do kwestii finansów i Panama Papers.

Dwa podstawowe cele Panama Papers stały się przy bliższej lekturze krystalicznie jasne. Pierwszym jest uogólniona walka a rajami podatkowymi, prowadzona od wielu już lat na wielu zunifikowanych przez ONZ poziomach. Rozgrywają się jej potyczki z konieczności na lokalnymi tle politycznym, będąc przy okazji widownią egzotycznych koalicji i potyczek. A to Niemcy szpiclują w Szwajcarii na korzyść Amerykanów, a to Francuzi w Niemczech… Nieodmiennie prominentnymi celami ataków są postaci ze świecznika biznesu i polityki: prezesi wielkich korporacji, szefowie rządów i ministrowie, Łatwo zrozumieć motywację dziennikarzy, a naprawdę agentów PR, posługujących się wielkimi nazwiskami dla uzyskania zamierzonego efektu skandalu. W oczywisty i naturalny sposób pracują, często nieświadomie, ręka w rękę z agentami całkiem innego gatunku: wywiadowczego. Materiały Panama Papers w oczywisty sposób nie pochodziły bowiem z żadnych „przecieków”, ale były efektem zaplanowanego szczegółowo skandalu, w ramach którego wypuszczono autentyczne materiały, których sama objętość, a z pewnością merytoryczna zawartość przekonywa, że pochodzą z wywiadu gospodarczego, który je skrzętnie czy to wykradł, czy osobiście skompletował u źródła.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 22/17

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut