Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Oj oj Możeikoi, czyli Szmul duka nad morzem, albo Jałta

-

Nasza rola została w tej rozgrywce przesądzona przed miesiącem, podczas przełomowej wizyty Trumpa i obecnie czas najwyższy przejść do działań aktywnych. Niekoniecznie musi być w nich pomocna prawda obiektywna, bowiem zleceniodawcy nowej kampanii w kwestii ropy, a taką są niewątpliwie rewelacje dotyczące Możejek, niespecjalnie do kryterium prawdy przykładają wagę. A to może oznaczać tylko jedno: wielki pośpiech. W sumie nie powinno to dziwić, zważywszy na napięty harmonogram: tuż przed week-endem Trump podpisuje sankcje, zatem pierwszą sprawą, pojawiającą się do realizacji w poniedziałek, jak mówią jankesi first thing in the morning jest pilne zlecenie na ruskich agentów w ropie. A gdzie takich znaleźć w środku lata, jak nie w Możejkach przed kilku laty skutecznie wyrwanych spod ruskiej dominacji? Tak więc wakacyjny Szmul Pereira „odkrywa go” w osobie byłego szefa MSZ Zdradka Sikorskiego, który i tak jest niewygodny dla Waszczykowskiego oraz być może i byłego szefa Orlenu Krawca, o ile naturalnie nie zrozumie dydaktycznego przesłania i będzie się upierał przy swojej wersji. Tymczasem obowiązuje, jak to na wojnie, jedna i tylko jedna wersja, nie znosząca żadnych tam ale i wątpliwości: Putin jest zły i jego ropa jest w związku z tym zła, a każdy kto niedostatecznie gorliwie się przed nią broni, jest ruski agent – i kwita! Odmaszerować i wykonać.

Że się nabijam i wyśmiewam, bo tak nie robi się polityki? Błąd. Tak właśnie robi się politykę i chwilową propagandę na jej użytek. Jest zlecenie na złego Putina, to trzeba je jakoś wykonać. Co z tego, że jak zwykle w karierze Szmula pokracznie? Grunt żeby słuszna w końcu ideowo propaganda zadziałała. No bo że trzeba rosyjskie wpływy gospodarcze, zagnieżdżone w naturalny sposób w ich towarach eksportowych, jak najprędzej ograniczyć, a najlepiej przejąć na własną korzyść, to przecie elementarne drogi watsonie. Na tym polega istota gospodarczych wojen. Nie zarabia Pucek, tylko Polska, polskie firmy. Na przykład Orlen i PGNiG. A do tego musi być – znów jak to na wojnie – należyta atmosfera, którą wytworzy i utrwali wojenna propaganda. Masowe przekonanie, że sankcje przeciw Rosji są słuszne i zbawienne, wielce w tych działaniach pomogą, zamkną przede wszystkim usta wszelkim krytykom, co samo w sobie jest wysoce pożądane. Po drugie masowa akceptacja ułatwi konieczne działania i co jeszcze ważniejsze utwardzi i uodporni społeczeństwo na nieuniknione na wojnie straty. Ekonomiczne ma się rozumieć, boć nie oczekujemy chyba że amerykańskie sankcje, dotykające głównie rosyjskich kooperantów w Europie, pozostaną po drugiej stronie bez echa? Jasne że Putin ucieknie się do retorsji, a skoro jego głównym rynkiem strategicznym niezmiennie pozostają Niemcy, jego odpowiedź będzie asymetryczna i skierowana głównie przeciw państwom naszego regionu, „kolaborującym” wedle moskiewskiej optyki z jankesami, a już szczególnie wobec tradycyjnie nieposłusznej i niepokornej Polski. A przecie rosyjskie porzekadło głosi, że kurica nie ptica, a Polsza nie zagranica. Dalszy przebieg wypadków wydaje się zatem po obu stronach już zaprogramowany wedle historycznie sprawdzonej recepty, powtarzalnej do znudzenia. A skoro to już wiadomo, to czas najwyższy podbechtać publikę, no bo to ona ma w końcu płacić więcej za ropę i gaz, musi to uczynić z ochotą, w imię świętej racji, na pohybel kagiebiście!

Naszkicowałem powyżej dość prymitywny, ale niestety prawidłowy obraz działania propagandy. Społeczne nastroje tak otóż się tworzy i je buduje. Każda wojna, także gospodarcza koniecznie potrzebuje złych bohaterów, czyli wrogów. Na rynku węglowodorów bez wątpienia jest nim płk. Putin, zresztą nawet tego nie ukrywa i przy każdej okazji pokazuje, że są one dobrem strategicznym, z poważnym potencjałem szantażu ekonomicznego. Owszem, zmniejszone dostawy zabolą Kreml finansowo, ale tym bardziej zabolą niesfornych Polaczków braki w dostawach gazu zimą. Bilansu energetycznego nie da się domknąć awaryjnym importem spotowym, gdyż ten jest zbyt mały, a pojemności tankowców i moce przeładunkowe portów niewystarczające. Innymi słowy ponad 80% konsumpcji musi dotrzeć do nas rurociągami. A te niezmiennie kontroluje Moskwa, to nie przypadek, ale wynik konsekwentnej polityki. Widzimy zatem, że zbudowanie odpowiednio wielkiej histerii jest wręcz konieczne, inaczej nici z wojenki. No a skoro tak, to konieczna jest głośna kampania tropienia wewnętrznych wrogów i ruskich agentów – oto jakie to proste.

Co z tego, że pierwszy wybór, który padł na Sikorskiego, nijak nie trzyma się merytorycznie kupy? 95% odbiorców rewelacji Szmula nawet nie jest w stanie zauważyć dość jaskrawej cenzury w treści rozmów, nie mówiąc już o logicznym ich rozbiorze, czyli jest merytorycznie skazana na przyjęcie wniosków na wiarę. Zasadnicze pytanie brzmi obecnie: czy narracja o ruskich agentach w Możejkach się przyjmie? Jeśli tak, to Szmul dostanie nagrodę za swoje jęczenia i stękania, a opinia publiczna karnie potępi Zdradka Sikorskiego i wszystkich, co to by chcieli z Ruskiem robić biznesy. Rusek jest zły i nie wolno się z nim kolegować. A jeśli narracja „na ruskich agentów” się nie przyjmie? A wtedy nic straconego, znajdziemy inny przykład wrażej ich działalności, byle daleko od dr. Kulczyka i innych świętych krów. Po aferze Gangu Kelnerów powinno chyba być już jasne, że pewnych ludzi się nie tyka? Do tego grona w dość oczywisty sposób nie należy Zdradek, zatem mamy dodatkowy dowód na to, że wojenka gospodarcza z Putinem jest jak najbardziej na poważnie. W innym wypadku nie trzeba byłoby tak obcesowo atakować byłego szefa MSZ Sikorskiego, w dodatku przy użyciu tak dmuchanego pretekstu. Najwyraźniej wszak pilna operacja wymaga jednolitego frontu na Szucha, w królestwie Waszczykowskiego i trzeba wymieść, albo przynajmniej zamknąć usta wszystkim ewentualnym przyjaciołom Sikorskiego. Jak uczynić to szybciej i sprawniej, niż przyklejając mu na plecach odblaskową tarczę strzelniczą z napisem: ruski agent? Nie ma lepszego patentu na środowiskowy ostracyzm, zwłaszcza podczas szykującej się gospodarczej wojny z Ruskiem. Jak powiada klasyk pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Jakże te słowa są głęboko prawdziwe…

Jak widzisz nasza niezbyt przecie skomplikowana, ale oparta na łatwo sprawdzalnych faktach, analiza odkryła nam zarysy poważnej kampanii propagandowej, która tylko na pierwsze spojrzenie okazała się śmieszna i żałosna. Przy drugim doszła jeszcze groteska, co w warunkach wojny gospodarczej nie ma najmniejszego znaczenia, gdyż rosnąca kakofonia wrzasków i oskarżeń przetnie wszelką racjonalną dyskusję. Niedługo będzie liczyć się tylko czy jesteś za, czy przeciw. Czyli, tłumacząc na szmulowy: jesteś patriotą, czy ruskim agentem? Polaryzacja postaw i nastrojów, niezbędnie potrzebna w każdej walce. Podział na swój-wróg, jak to na wojnie. No więc zaraz cię bratku prześwietlimy: czy jesteś ruskim agentem? W końcu za Atlantykiem ta salonowa gra polityczno-towarzyska stanowi jedyne wydawałoby się zainteresowanie od półrocza z okładem, a w samym jej centrum jest prezydent Trump. Trump i Rosja, Rosja i Trump, Putin, Putin, Trump, Rosja, Trump, Putin, Rosja. I tak w kółko, na okrągło. Cała prawda, całą dobę. G**no prawda, całą d*pę. Pono większość nie zauważy różnicy, jak powiada klasyk propagandy, choć opinia publiczna wyraźnie tej bełkot odrzuca. Fakt wszelako pozostaje faktem: polowanie na ruskich agentów w Stanach osiąga temperaturę maligny, zatem oczekiwanie że nad Wisłą zapanuje chłodny spokój pozbawione jest podstaw.

Ciekawe jak w tej sytuacji zachowa się Makrela – czy odkryje się jako ruski agent? Niewątpliwie uprościłoby to naszą wielowymiarową przepychankę z Niemcami i podporządkowaną pruskiej wychowawczyni Unią, sprowadzając obu naszych strategicznych i co tu kryć – imperialistycznych – rywali do jednego, czytelnego wspólnego mianownika. Rosja i Niemcy nareszcie w jednym obozie – to paradoksalnie geopolitycznie i propagandowo optymalna dziś dla nas sytuacja. Nie przemawia tu przeze mnie masochizm, ale praktyczny realizm. Dostrzega go zapewne Naczelnik Kaczy oraz Antoni Macierewicz, przypominający głośno światu z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego, że Niemcy nie zapłaciły zniszczonej Polsce reparacji wojennych. A zaatakowali nas we wrześniu 1939 na mocy paktu Ribbentrop – Mołotow sąsiedzi z obu stron. Niemcy i Rosja w zgodnej komitywie. W rysującej się wojence gospodarczej skuteczne pozycjonowanie Makreli w jednej drużynie z Włodimirem całkowicie rozbroi imperialne ambicje Berlina wobec Polski z jednej, a z drugiej strony wyprowadzi w końcu na światło dnia tematykę tabu, gnijąca w archiwach od siedmiu a okładem dekad: remanentu Jałty.

Nie jestem zwolennikiem wysadzenia Jałty, a tym bardziej świata w powietrze, ale emancypacji Polski spod nadzoru obcej agentury nie będzie tak długo, jak nie prześwietli i nie przewietrzy się w końcu Jałty. Być może będziemy musieli zaakceptować jej skutki bez dalszego kwękania, ale warto przynajmniej się o to przy okazji wietrzenia potargować, bo to nie my dekretowaliśmy Jałtę i jej skutki, ale tzw. „wielkie mocarstwa”. Czas byłby przed wzięciem na plecy całego bagażu ich błędów ich rozliczyć – wówczas możemy rozpocząć nowy bieg w przyszłość z czystą kartą, na własną odpowiedzialność. Bez wykonywania poleceń tych zawsze mądrzejszych „przyjaciół” i „opiekunów”. Wojenka z Putinem jak widać niesie ze sobą nie tyle jak straszą etatowi przyjaciele Kremla „rewizję Jałty”, co w końcu szansę jej ostatecznego zamknięcia. Czy i jak zgrabnie z niej skorzystamy zależy w najważniejszej mierze od działań kwartetu Kaczyński-Duda-Macierewicz-Waszczykowski. Otwarcie operacji nastraja mnie umiarkowanie optymistycznie, wbrew wrzaskowi etatowych „patriotów”, bajdurzących o „zdradzie”. Zamknięcie Jałty – ot co, mociumpanie, a kto nie dostrzega, zwyczajnie nie uważa.


Tekst stanowi zakończenie bieżącej analizy Summa Summarum 32/17
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut