Go To Project Gutenberg

wtorek, 30 stycznia 2018

Komputery i immunologia, czyli tężec postępujący

-


Bez wątpienia nie jest łatwo zwykłemu człowiekowi przyjąć sugestię, że jego lekarz go ustawicznie truje. Ale cóż począć, gdy właśnie w tym kierunku prowadzą coraz wyraźniejsze poszlaki i mnożące się dowody? Wypada się im uważnie przyjrzeć i rzecz rozważyć na zimno: a może istotnie coś jest na rzeczy? Kiedy na ten przykład okazało się po latach, że uporczywe „teorie spiskowe” powiadające o tych wszystkich nowych komputerach, że są wyłączną domeną bezpieczniaków, nie tyle się do nich włamujących, ale po prostu posiadających je na własność, a ty – ich formalny właściciel – jesteś jedynie dzierżawcą, polegają na prawdzie, to w końcu chcąc nie chcąc musimy zweryfikować nasze na ten temat wyobrażenia. No bo rewelacje Snowdena i następców polegają na prawdzie, a bezpieczniacy siedzą w tych wszystkich wielkich komputerowych firmach od samych początków ich istnienia, bo je najzwyczajniej w świecie sami zakładali.

Owóż na Nowy Rok gruchnęła wieść, że niezależny informatyk śledczy odkrył podstawową lukę w architekturze mikroprocesorów X86 Intela, największego światowego dostawcy tych centralnych jednostek komputerowych. Lukę nazwano Meltdown od mechanizmu systematycznego roztapiania chronionej pamięci procesora i wyciekania jej na zewnątrz – wprost w ręce przebiegłych hakerów. Pamięć chroniona to ta jej część, do której nie są dopuszczone żadne procesy zewnętrzne, bo dostęp ma tylko jądro systemu operacyjnego, a przynajmniej tak było w teorii. To w niej przechowuje się na przykład hasła dostępu, niepowtarzalne sesyjne klucze do bieżącego szyfrowanego połączenia internetowego i wszystkie inne smakowite cukierki, otwierające wszystkie drzwi komputerowego sezamu. Pamięć ta była pono bezpieczna, bowiem zewnętrzne programy, w tym wszystkie trojany, nie mogły się do niej nijak wedrzeć, a każdy restart systemu, na przykład uruchomienie go z podłożonego USB, całkowicie i nieodwracalnie ją kasował, wypełniając od nowa, czyli nie dawało się jej zawartości odzyskać po wyłączeniu jądra systemu. Stąd zresztą taka popularność ciekłego azotu w firmach informatyki śledczej, bo jedyny znany dotąd sposób wykradania tajnych haseł polegał na głębokim zamrożeniu pamięci przy zatrzymaniu systemu, bowiem w takich warunkach pamięć się nie ulatnia przez cenne sekundy, podczas których można jej zawartość skopiować.

Ta rzekoma cybernetyczna twierdza niedostępnej pamięci, u której wrót pełnił straż Intel, okazała się dziurawa jak sito, bowiem jej mechanizm posiada chyba nieprzypadkową furtkę, umożliwiającą niepostrzeżone wyciągnięcie całej zawartości chronionej pamięci poprzez fortel Meltdown, a wraz z nią wszystkich kluczy do całego sezamu, całkowicie niezależnie od systemu operacyjnego, wykorzystującego procesor, bo jak każdemu fanowi komputerów wiadomo, procesor to jest hardware, umieszczony pod warstwą software, choć jak widzimy sam przecie posiada wewnętrzny, tajny i nieznany dotąd software, będący pilnie strzeżoną tajemnicą producenta, której ponoć nikt nie zdoła przełamać. A jednak jakiemuś śmiałkowi się to udało i sądząc z jego metodyki postępowania rzekoma „luka” nie jest żadną luką i błędem, ale całkiem świadomie wstawionym przez Intela backdoorem do podstawowej rodziny procesorów x86, na której pracuje od dwudziestu lat dosłownie cały świat.

Otóż rewelacje Meltdown wyszły na światło dnia tylko dzięki ujawnionej w 2017 roku w internecie bibliotece tajnych narzędzi hakerskich NSA, o której swego czasu pisałem. Branżowi badacze rzucili się na nie jak marynarze na bar z dziewczynkami po długim rejsie, zainteresowani szczególnie mechanizmami, wykorzystanymi przez ich twórców, te bowiem wskazywały gdzie znajdują się te wszystkie nieznane dotąd backdoory i zero day exploits, czyli dla nas laików tzw. luki oprogramowania, dające państwowym hakerom nieuprawniony wjazd do komputerów. Kierując się tymi poszlakami odkryto Meltdown, nie tyle już lukę, co po prostu tajną bramę do wszystkich komputerów z procesorami Intela, na oścież wystawiającą cały skarbiec z hasłami dostępu. I nagle stała się eureka: wiemy już dlaczego rządowi hakerzy z taką łatwością dostają się wszędzie, obdarzeni tak jakby boską wiedzą i władzą. Bo Intel to jak wiadomo profesjonalistom skrót od „intelligence”, czyli… po polsku wywiadu. I po raz kolejny okazało się, że luka to nie jest żaden błąd, tylko cecha użytkowa. It’s not a bug, it’s a feature.

A co to wszystko wspólnego ma z immunologią? Więcej niż przypuszczasz, bo nie chodzi tylko o pokrewieństwa wirusów komputerowych i biologicznych. Oto czołowego guru komputerowego Billa Gatesa z Microsoftu poznamy za moment w charakterze światowego speca od wirusów – i to nie komputerowych, ale medycznych, w dodatku leczącego przy okazji całkiem inną chorobę niż nominalne epidemie, z którymi walczy jego fundacja, a mianowicie przeludnienie. Znów nie jest to żadna teoria, ale jak za moment dowiedziemy kolejny realny spisek, bo wprawdzie Fundacja Billa i Melindy Gatesów podarowała 10 mld $ na przyspieszenie prac nad szczepionkami, ale sam Gates bez specjalnych oporów przyznaje, że trzeba obecnie w dziedzinie przeludnienia dokonać znacznego wysiłku, zwłaszcza przy użyciu szczepionek. To nie moje słowa, ale jego własne, zatem ignorowanie narzucających się wniosków o ukrytych pokrewieństwach różnych wirusów i ich podstępnego wykorzystania – przez to samo środowisko, chwalące się swymi dokonaniami niemal otwarcie – stanowi nie tyle dowód rozwagi, co żenującej łatwowierności i infantylizmu.

Czy trująca zawartość szczepionek dla niemowląt jest teorią spiskową? Niestety nie jest, bo to fakt, widniejący na piśmie na opakowaniach. Co robią w nich metale ciężkie rtęć i aluminium, zakazane w żywych organizmach w każdej ilości? Pono leczą. A co robi na ten przykład glifosat, znany na świecie pod nazwą Roundup? Czyżby jako wiodący światowy herbicyd o wybitnych, trwale utrzymujących się w środowisku cechach rakotwórczych pomagał wyplenić chwasty, w tym wypadku młode chwasty ludzkie? Tak dla formalności pytam, kiedy ordynuje się specyfiki tę truciznę zawierające małym dzieciom w szczepionkach. To nie teoria, to fakt.

Czy istna lawina autyzmu w ostatnich latach jest zdeterminowana środowiskowo, czy też – jak sugerują „teoretycy spiskowi” - została wywołana świadomie poprzez szok autoimmunologiczny, z użyciem właśnie szczepionek? Bo że autyzm nosi wszelkie klasyczne objawy rozwoju choroby autoimmunologicznej, to powszechnie znany fakt. Czy syndrom Downa mógłby być zatem sztucznie wywołany, jako świadomy efekt reakcji zdrowego układu odpornościowego, atakującego komórki własnego organizmu, kojarząc je z wstrzykniętym w szczepionce patogenem?

Tak właśnie sugeruje obserwacja tysięcy przypadków oraz co gorsza lektura składu co niektórych produktów Frankensteina, narzucanych przez urzędników obowiązkowo i pod groźbą kary jako „lek” dla twoich dzieci. Profilaktyka, aby ustrzec go przed złymi wirusami. Drobnym drukiem możemy znaleźć wśród medycznego bełkotu na ulotce zagadkowy tytuł: śladowe ilości ludzkich komórek. Bliższe studia materiałów producenta pomogą ci rozszyfrować ten zagadkowy i kanibalistyczny termin. Śladowe ilości ludzkich komórek, wstrzykiwanych do organizmu dziecka. W jakim celu? No bo że śladowe, to wcale nie znaczy, że nieistniejące, albo nieistotne, przecież z jakichś powodów o nich wyraźnie napisano, więc tam są!

Ślady ludzkich komórek to są po prostu pozostałości z hodowli namnażania wirusa, przeciwko któremu ma rzekomo chronić szczepionka, dokonanej na żywych kulturach komórek… dziecięcych zarodków, czyli płodów poddanych aborcji. Żeby było jeszcze posępniej nieopodal sprawdzisz, że to konkretnie komórki mózgu płodu, rzekomo najlepiej się do celu nadające. I tak patogen wyhodowany na komórkach ludzkiego mózgu, rozcieńczony i osłabiony licznymi nie mniej ciekawymi i trującymi dodatkami, wstrzykuje się wprost do żył dziecka – i następuje reakcja obronna.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 2/18
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut